poniedziałek, 4 marca 2013

ROZDZIAŁ IV

UPRZEDAM, ROZDZIAŁ MA 12 STRON W WORDZIE!!! MUSI TO STARCZYC WAM NA MIN. 2 TYG.
_________
Laura, która wysłała Albusowi patronusa, aby go do niej przyprowadził, stała pod posągiem chimery. Na korytarzu było cicho, jak makiem zasiał. No ale czego się tu spodziewać o, dwudziestej trzeciej? Obrazy i duchy dawno były pogrążone w głębokim śnie, po szkole jedynie roznosił się cichy szloch jęczącej Marty, którą słychać było z pierwszego piętra. Usłyszała ciche szuranie, po kamiennej posadzce szkoły, spojrzała w stronę, skąd dochodził dźwięk. Szatynka ujrzała swojego przyjaciela, był rozczochrany w szarej koszulce i dresowych spodniach, oczy mu się kleiły. Laura wcale nie wyglądała lepiej, krótkie niebieskie spodenki, do tego bluzka na ramiączka i narzucony długi, czarny sweter do połowy uda, biała jak ściana z zaschniętymi strużkami łez, na policzkach, uśmiechnęła się słabo do chłopaka który nieprzytomnie jej uśmiech, odwzajemnił.
-Możesz mi wytłumaczyć, co tu robię w środku nocy? – zapytał szeptem przymulony przyjaciel, dziewczyny.
-Chwilowo stoisz, aczkolwiek jestem pewna że zaraz zaśniesz – mówiła to z lekkością i nutką ironii - Chodzi o Scorpiusa – dodała zmartwionym głosem, pełnym niepokoju.
-Co się stało?! – Albus zaraz oprzytomniał słysząc słowa, dziewczyny. Powiedział to strasznie głośno, przez puste korytarze i echo, jego głos był dwa razy donośniejszy.
-Cicho dziecko! Wszystkich pobudziłeś – powiedział któryś z rozbudzonych i złych obrazów.
-Nikt cię nie nauczył,  żeby nie pałętać się po Hogwarcie w nocy? – dodał drugi.
-Przepraszam – wyszeptał Al.
-A teraz to umie szeptać, ech idźmy spać – przebudzone obrazy przytaknęły, już po kilku chwilach było słychać ciche pochrapywanie, Laura pociągnęła chłopaka za jeden z filarów.
-Nabroił i to strasznie, przez niego Fred Weasley leży w skrzydle szpitalnym – wyszeptała przejęta a jemu oczy z orbit wyszył.
-Jak to? – starał się powstrzymywać od zbyt głośnego tonu, nawet mu to wyszło.
-No tak, sam Ci opowie. Strasznie się o niego martwię i… no… nawrzeszczałam na niego.
-Nie łam się, na pewno to rozumie, że byłaś zła i przestraszona, Score jest mądrym chłopakiem i nie będzie miał ci tego za złe, naprawdę.
-Myślisz? Bo trochę za dużo powiedziałam… - głos jej się załamał a po policzkach spłynęły słone łzy, Albus nie chciał aby jego przyjaciółka się zamartwiała, wiedział że Score jest dla niej specjalnie ważny a ona dla niego, przytulił ją, dając jej tym oparcie, płakała cicho.
-Proszę, poczekaj na mnie – wyszeptała słabo, spojrzała na niego oczami pełnymi bólu i błagania.
-Dobrze, poczekam. Score na pewno już tam siedzi. Idź, obiecaj mi że z nim pogadasz – po chwili wahania dziewczyna, przytaknęła kiwając głową. Albus delikatnie ją popchnął w stronę posągu, wypychając zza filaru, dziewczyna odwróciła się.
-Chciałabym mu tego wszystkiego, nie powiedzieć, aby się tam nie znaleźć, aby ta cała sytuacja nie miała miejsca… – wyszeptała a jedna, słona łza spłynęła po jej policzku, Al słabo się uśmiechnął, chcąc dodać Laurze otuchy, wziął ją za rękę i podprowadził pod chimerę. Kiedy wyszeptała hasło a chimera się odsunęła, odwróciła się do Albusa.
-Dziękuję… - wyszeptała, otwierał usta żeby zapytać za co – za to że jesteś.
Weszła na piękne, marmurowe schody a posąg od razu, zasunął wejście, prowadzące do gabinetu dyrektorki. Nogi miała jak z waty, powoli wchodziła schodami. W końcu zobaczyła gabinet, owalne pomieszczenie z portretami byłych dyrektorów szkoły, pogrążonych w głębokim śnie. Stare meble, nie zmieniane od początku, kiedy powstał Hogwart. Duże biurko za którym znajdował się regał z księgami, na regale spoczywała Tiara Przydziału, Laura uśmiechnęła się do siebie, na wspomnienie ich pierwszego spotkania, tiara miała tak wielkie problemy z przydzieleniem jej do jakiegoś domu, że musiała się zastanawiać dwa dni i dwie noce, gdzie ją umieścić. W końcu wybrała Slytherin, mając wtedy duże wątpliwości, po roku uczęszczania do Hogwartu, powiedziała Laurze że jednak dobrze ją przydzieliła. Szatynka szczerze lubiła tą starą, zakurzoną czapę, często o niej myślała i o ich spotkaniu. W gabinecie znajdowała się myślodsiewnia. ‘Teraz to ona by mi się przydała’ pomyślała Laura, która w głowie miała mętlik. W miejscu gdzie kiedyś stał drążek Feniksa profesora Dumbledore’a stał teraz drewniany stołek na którym siedziała bura kotka z obwódkami wokół oczu, za miałczała i zmieniła się w podstarzałą nauczycielkę o siwych włosach, spiętych w ciasny kok i ustach ściśniętych w wąską linię. Spojrzała na Laurę ze smutkiem, mimo iż dziewczynka była ze Slytherinu lubiła ją, nie była tak jak inne dziewczęta z tego domu, owszem cechowała się pewnymi cechami, idealnie pasując do tego domu, sama pomagała Tiarze Przydziału wybrać dom dla Laury. Nie pomyliła się, choć dziewczynka miała też cechy z innych domów, najbardziej pasowała im do domu węża.
-Usiądź, drogie dziecko- popatrzyła na nią swoimi przygaszonymi, zielonymi tęczówkami, Laura zrobiła to o co poprosiła nauczycielka, siadając na wygodnym starym fotelu-Poczekamy jeszcze chwilkę na pana Malfoy'a, dobrze?
-Dobrze... - westchnęła cicho dziewczyna. Patrzyła się pusto w drzwi, oczekując jakiegoś zbawienia. Miała nadzieję że to tylko głupi koszmar, który minie, Scorpius nadal będzie jej przyjacielem, nie pokłócą się a Fred nie będzie leżał w skrzydle szpitalnym. Uświadomiła sobie że ten blondyn o stalowoniebieskich oczach, był dla niej wszystkim a w jednej chwili, stał się nikim. Bolało ją to, usłyszała ciche kroki na schodach, skierowała swój wzrok na biblioteczkę za biurkiem, profesor McGonagall znów była kotem, liżąc się właśnie po łapie. Wyglądało to dziwnie, szatynka patrzyła się na panią dyrektor zdumiona, gdy ta przerwała swoją czynność i zmieniła się w człowieka.
-Proszę siadać, panie Malfoy – wypowiedziała spokojnie, Laura walczyła sama z sobą aby nie odwrócić wzroku w stronę blondyna, wygrała tą walkę. Po chwili poczuła zapach jego perfum, kombinacja lawendy i rozmarynu, strasznie wpadający w gusta Laury, uwielbiała te perfumy.
-Co możecie mi powiedzieć o wydarzeniach z, łazienki? – spojrzała na nich wyczekując odpowiedzi, Laura zapatrzyła się w swoje nogi, które były nagle bardzo ciekawe, wiedzący to blondyn uśmiechnął się smutno, kłopoty nie były im obce, lecz pierwszy raz byli pokłóceni siedząc u pani profesor.
-To może ja zacznę, pani profesor.
-Proszę panie Malfoy, co się stało panu Fredowi Weasleyowi?
-To nie była do końca moja wina, choć w bardzo dużej mierze moja. W tej łazience to, myśmy się kłócili, wiem że nie powinienem ale to on zaczął – Score zaczął się bronić niczym małe dziecko, oskarżone o zjedzenie ostatniego kawałka ciasta, szatynka uśmiechnęła się do siebie smutno, dobrze że jej długie włosy zasłaniały twarz, wiedziała że wygląda strasznie.
-Panie Malfoy – skarciła go nauczycielka.
-Ach tak, tak. Wracając chciałem rzucić jakieś mało przyjemne – na wzrok pani dyrektor, szybko poprawił – znaczy mało nie przyjemne zaklęcie, wie pani, pani dyrektor. Aby Freda za łaskotały wróżki, krówki i kwiatuszki – mówił to takim tonem, że na twarzy Laury pojawił się szczery uśmiech, właśnie pajacował chcąc ją rozweselić, narażając się tym samym dyrektorce – już machałem różdżką jak jakiś szaleniec, gdy ni stąd ni z owąd Irytek, pier..znaczy walnął mnie książką prosto w moją mor…znaczy twarz, a ponieważ machałem tą różdżką jak szaleniec, trafiłem zaklęciem Freda, no i tak jakoś zamiast wróżek, krówek i kwiatuszków stracił przytomność.
Nauczycielka spojrzała na Scorpiusa z posępną miną, nie komentując jego wygłupów z, zamiarem rozweselenia panny Lovegood. Wzięła głęboki oddech zanim odpowiedziała, chcąc pewnie nie wydrzeć się, na blondyna.
- A skąd się tam wzięła panna Lovegood?
-No bo zapomniałem dodać, że dostał takim, dużym i pewnie ciężkim kawałkiem filaru, stojącego niedaleko od niego – oczy nauczycielki zrobiły się wielkie jak dwa spodki, od herbaty którą uwielbiała pijać – ale spokojnie, właśnie stąd wzięła się tam – zastanowił się jakiego określenia użyć, panna Lovegood? Laura? – moja przyjaciółka, po którą pobiegłem aby udzieliła mu pomocy.
-Hm… Interesujące, powiedzieliście z panem Weasley’em dokładnie to samo, tylko że on opisał to… hm, no cóż, bardziej emocjonalnie. Panno Lovegood, zgadza się pani z tym co powiedział pan Malfoy?
Scorpius spojrzał ledwo zauważalnie na Laurę, oczekując jej reakcji.
-Tak pani profesor – wyszeptała cicho i słabo, wydała się wtedy Scorpiusowi taka drobna, krucha i słaba, choć wiedział że taka nie jest, a wręcz przeciwnie.
-Panie Malfoy, nie zachował się pan mądrze, lecz bardzo dobrze że sprowadził pan, pannę Lovegood. Inaczej mogłoby, być, zdecydowanie gorzej. Ukarałabym pana za ten występek, lecz Fred Weasley prosił abym tego nie robiła. Uszanuje jego zdanie i tym razem, nie podejmę żadnych kroków w tej sprawie. Pana ojciec też się o tym nie dowie, przynajmniej nie ode mnie. Powtarzam TYM RAZEM- ostatnie dwa słowa podkreślając.
-Dziękuję – wyszeptał Score.
-A teraz proszę wracać do swoich dormitoriów i nie kręcić się po zamku – mówiąc to nauczycielka wstała, a oni zrobili to samo, odprowadziła ich do drzwi, podziękowali jej i wyszli, zaraz drzwi się za nimi zatrzasnęły, stali na schodach, nie było tu dużo miejsca, kiedy odgłosy obcasów nauczycielki w gabinecie ucichły, Malfoy się odezwał, stał dwa schodki niżej, lecz nadal przewyższał Laurę.
-Przepraszam… - wyszeptał słabo, wydał się jej bezbronny i zagubiony, w tym momencie był małym zagubionym i bezbronnym blondynem.
-Nie chciałem abyś się martwiła, naprawdę. Wiem że jestem głupi i… - Laura zdziwiła go tym, co właśnie zrobiła, rzuciła mu się w objęcia, zdezorientowany chłopak cofnął się o jeden stopień do tyłu, trzymając swoją przyjaciółkę w objęciach, kilka centymetrów nad ziemią. Zaciągnął się zapachem jej włosów, zapach lata, słońca, wiatru i winogron.
-Tak bardzo cię przepraszam, nie chciałam ci tego powiedzieć – wyszeptała, znów, zaczynając płakać.
-Ej no… Lau zamoczysz mi koszulkę… - powiedział głaszcząc ją po włosach, dziewczyna cicho się zaśmiała.
-Tak mi przykro, nawet nie wiesz jak żałuję, swoich słów – Laura była bardzo wrażliwą dziewczyną, a przed Scorpiusem i Albusem, ukazywała tą stronę swojego charakteru.
-Cii…wiem, wiem – mówił kojąco, głaszcząc ją czule po włosach – nie mam ci tego za złe, naprawdę – gdyby tylko mógł to by położył dłoń na swoim sercu, lecz to miejsce zajmowała chwilowo Laura.
-Chodźmy już – powiedziała uspokajając się – Al na dole czeka.
-No wiem, chodź – wziął ją za rękę, jej dłoń idealnie pasowała do jego dłoni. Zeszli po schodach, podając hasło i wychodząc, rozejrzeli się za Alem.
-Gdzie on może być? – zapytała szeptem Laura, aby nie pobudzić obrazów, blondyn wzruszył jedynie ramionami.
-Może Pucey wybrała się na przechadzkę i go zgarnęła? – wyszeptał.
-Możliwe – również szeptem odpowiedziała szatynka.
-Chodźmy do dormitoriów.
Laura na te słowa jedynie przytaknęła, kiwając głową, gdy nagle usłyszała ciche pochrapywanie, tak charakterystyczne dla jej przyjaciela że nie dało się go pomylić, szarpnęła za ramię idącego przed nią blondyna, którego wciąż trzymała za rękę, spojrzał na nią pytająco.
-Albus gdzieś tu jest – szepnęła i wkroczyła w całkowitą ciemność, idąc do filaru przy którym wcześniej stali. Jego chrapanie robiło się coraz bardziej głośne, wyczuła dłonią okrągły filar i zsunęła się w dół, chcąc wyczuć głowę. Nie pomyliła się Al właśnie tu sobie spał, spojrzała na tarczę swojego zegarka, wskazywał dwadzieścia po północy. Sapnęła poirytowana i potrząsnęła swojego przyjaciela za ramię.
-Al… Al… - szeptała, ten jedynie mamrotał pod nosem że jeszcze pół godzinki. Zdenerwowana i zirytowana daremną próbą obudzenia przyjaciela, Laura wyczarowała szklankę z zimną wodą, najpierw oblała mu dłoń, gdy nie podziało oblała mu drugą, również nic. Napełniła szklankę do końca i wylała wszystko mu na głowę, wreszcie łaskawi się obudził, klnąc pod nosem. Zbyt głośno, więc obudził znowu kilka obrazów, które nakręcały siebie nawzajem, Laura machnęła na nie ręką i wróciła na słabo oświetlony korytarzyk, Score stał w tym miejscu w którym go zostawiła, na ich widok uśmiechnął się promiennie. Laura która prowadziła śpiącego jeszcze Ala, złapała blondyna za rękę i, teraz ciągnęła ich obydwu.
-Śpiąca księżniczko, gdzie twój książę? – zapytał ironicznie Score.
-Idzie obok mnie – odparł śpiący Albus, blondyn zachichotał.
-Gdzie położyłeś kluczyki do Hipogryfa?
-Nie wiem, sprawdź w brudnych skarpetkach Krwawego Barona – Score znów zachichotał, zawsze robił sobie żarty ze śpiącego Albusa.
-Scor! Zachowujesz się jak mały dzieciaczek, który ma radochę z byle czego. Masz zaraz piętnaście lat, a zachowujesz się jak pięciolatek – skarciła Laura swojego przyjaciela.
-Przepraszam mamo – wyszeptał takim przepraszającym tonem, naburmuszonego dziecka. Tym razem to dziewczyna zachichotała. Doszli już do lochów, stała teraz przed wejściem.
-Salazar Slytherin – wyszeptała a kamienna ściana się usunęła. Weszli do pokoju wspólnego, cisza jak makiem zasiał.
-Zaprowadź Albusa do pokoju i kładźcie się spać, ja sama też idę spać – zarządziła a Score właśnie zarzucił sobie rękę Ala na ramię, aby go podtrzymać.
-Dobranoc – wyszeptała i ich ucałowała w policzki, po czym wbiegła po schodach do swojego dormitorium.
-Czy ona musi taka być? – zapytał Score śpiącego Ala, ten jedynie poruszył się na te słowa, niespokojnie jakby to rozumiejąc.

***
Laura szła szybko, przez korytarz prowadzący do Sali eliksirów, swoje czarne włosy, po raz chyba drugi w swoim życiu, spięła w luźny kucyk wysoko na głowie, włosy sięgały jej do łopatek, choć spięte. Miała na sobie czarną spódniczkę, którą troszeczkę przykróciła, więc była przed kolano, czarne podkolanówki, czarny ciepły sweter i białą koszulę pod spodem, a na nogach czarne botki, które przyozdabiały ćwieki, srebrno-zielony krawat i godło Slytherinu na piersi.
-Hej – powiedział Albus uśmiechając się do niej przyjaźnie.
-Hej, ślicznie wyglądasz – powiedział Scorpius, Al spiorunował go wzrokiem.
-Nigdy nie dasz mi dokończyć, wyglądasz ślicznie Laura – wystawił blondynowi język, ten odwzajemnił ten gest, Laura się zaśmiała.
-Cześć chłopaki, dzięki – puściła im oko i stanęła pod drzwiami do Sali eliksirów. Pod salą stali również Gryfoni, była to ich pierwsza lekcja we wtorki. Albus i Score mieli na sobie mundurki, z koszulami na wierzchu, bez swetrów i w krawatach, oczywiście jak zwykle krawat Albusa był w fatalnym  stanie, zamiast z ładnym węzłem był z supłem, chłopak nie umiał wiązać krawatu i nigdy się z tym nie krył, ile razy by go Laura nie uczyła, wiązać tego nieszczęsnego krawatu, nie mógł się nauczyć. Odstawiła na ziemię, swoją siwą torbę ze znaczkami, na których były śmieszne rzeczy, było ich trzy, jedna z buźką która miała kły ‘uwaga! Gryzę’ głosił napis na niej, druga z kanapką którą je człowiek i napisem ‘trema mnie zżera’ a trzecia miała inicjały S i A, symbolizujące jej przyjaciół, wymyśliła to w zeszłe wakacje, chłopcy również mieli inicjały, lecz w postaci breloczków, przypiętych do swoich toreb.
-Merlinie, Albus…  - powiedziała zdegustowana  – Od dwóch lat uczę cię jak wiązać krawat i nadal nie działa. Nie wiesz co to magia? -  podeszła do chłopaka i zwykłym nie magicznym sposobem zaczęła wiązać mu krawat, w naj prostszy z możliwych sposobów.
-Nie, nie wiem, co to magia. A po za tym, lubię to jak codziennie przed pierwszą lekcją, od dwóch lat mówisz to samo, takim samym sposobem i, od dwóch lat zawsze wiążesz mi tak samo krawat, lubię to – powiedział z szczerym uśmiechem na ustach, Laura prychnęła i klepnęła przyjaciela w klatkę, oznajmiając mu że skończyła – I to też lubię.
Scorpius nie wytrzymał tak jak i Laura, zaczęli się głośno śmiać. Al stał z miną ‘Nie wiem o co wam chodzi’ lecz parskał co chwila śmiechem.
-Ej dobra spokój – wyszeptała zmęczona tym długim śmiechem szatynka, Score co chwilę jeszcze parskał śmiechem a Al uśmiechał się jak idiota.
-Albus masz plan? Czy zgubiłeś? – spytał blondyn – znowu – dodał po chwili uśmiechając się wrednie do Albusa, ten zaczął grzebać w swojej brązowej, skórzanej torbie, Laura wiedziała co zaraz nastąpi, poszła po swoją torbę i czekała. ‘Zaraz powinno się zacząć’ pomyślała.
-No nie, znowu? Musiałem go gdzieś zapodziać… - Al był nad wyraz twardy, pomimo iż było wiadomo że zgubił plan, przeszukiwał dalej swoją torbę, zaczęło się.
-Nie mam – powiedział zrezygnowany, Laura się uśmiechnęła pocieszająco a Scorpius kpiąco.
-Jak zwykle, zdziwiłbym się gdybyś powiedział że masz – powiedział blondyn – na serio! – dodał z ręką na sercu. Laura wywróciła teatralnie oczami a Albus przybrał naburmuszoną minę.
-Masz szczęście, że Ted dał mi dwa plany, bo wiedział że swój zgubisz – wyjęła zwitek pergaminu i popukała Albusa nim po głowie.
-Och moja ty Bogini! Będę cię wielbił ponad życie! – Al padł przed nią na kolana i odebrał kawałek pergaminu, całując Laurę delikatnie w dłoń.
-Albus! – skarciła go szatynka- nie wygłupiaj się! – powiedziała to ze śmiechem na ustach.
-Ej… bo zrobię się zazdrosny, o swoją przyjaciółkę. Co u Gryfonów tak cicho?
-Hm… nie wiem – skłamała Lau, wiedziała, chodziło im o Freda, lecz oczywiście Score tego nie rozumiał, ciekawe jakby jej się coś stało, co by zrobił jej dom i przyjaciele.
-Może wyżarli całe jedzenie ze stołów zanim wszyscy się zjawili? – zaproponował, jak zwykle, głupio Albus.
-Tak, Al właśnie o to chodzi – powiedziała z sarkazmem Lau.
-Oj..Laura, to skoro wiesz, to mnie oświeć, b najwyraźniej jestem za głupi.
-Chodzi… - Laura się zawahała.
-O Weasleya – powiedział zły blondyn, który nie wiedział co o tym wszystkim myśleć, był zły na siebie za to co się stało, był zrozpaczony, przejmował się tym co mu powiedziała najważniejsza w jego życiu dziewczyna, tego że żałuję, że się poznali, przy czym on uważał całkowicie inaczej, dla niego to było najlepsze co mógł sobie wyobrazić, poznanie jej. Al wyjąkał ciche ‘aaa’ a Lau złapała się  pod boki.
-Score… To nie twoja wina, przecież.
-Moja, moja, Laura.
W odpowiedzi dziewczyna sapnęła z bezsilności. Usłyszeli ciche postukiwania małych obcasików, to była nauczycielka od eliksirów, nikt oprócz pierwszoroczniaków którzy wychodzili i wchodzili na boisko, nie mógłby tu być. Postukiwanie obcasów stawało się coraz głośniejsze, już po chwili szczupła postać, ubrana w zieloną szatę z milionem broszek, przypiętych do niej w postaci różnych kwiatów i ziół, wyglądała tak jak zwykle, pusty wyraz twarzy, zadziorne oczy nadawały nauczycielce niezwykłego ‘uroku’. Spłaszczony nos i pucołowata twarz, przez co nauczycielka przypominała mopsa. Jak na mopsa nie była taka okropna, a może i nawet ładna? Za czasów szkolnych uczyła się w Hogwarcie a jej nauczycielem był Severus Snape, Laura tyle się o nim nasłuchała od ojca Albusa, że wolałaby chyba go nigdy nie poznać, a to że Al nosił po nim imię, był przerażający.
-Idzie potwór z Loch Ness w postaci mopsa – szepnął Scorpius z złowieszczym uśmieszkiem, szatynka zgromiła go wzrokiem i lekko się uśmiechnęła. Blondyn szczerze tej kobiety nienawidził a ona jego. Lau wiedziała tylko że to była sprawa pomiędzy jego ojcem a nauczycielką, i to dlatego kobieta się nad nim pastwi, ale on jej nie odpowie, bo głupek boi się że powie jego ojcu, a teraz będzie dwa razy bardziej musiał uważać b jego ojciec tu jest, Laura myślała i myślała, dręczyło ją kiedy Score wreszcie jej powie o co chodzi. Za to Albusa nauczycielka wręcz uwielbiała, pomimo iż nienawidziła jego ojca, lubiła Ala, było to dla wszystkich tych, którzy znali młodego Pottera dziwne.
-Ej no, Score pajacu, uspokój się. Co ci ta kobita zrobiła? – zapytał żartobliwie Al który wiedział o co chodzi, lecz nie chciał dziewczynie za żadne skarby świata tego powiedzieć. Pucey czyli nauczycielka od eliksirów, podeszła do drzwi, grobowa cisza nastała kiedy ponura sylwetka, szybkim ruchem wyciągnęła różdżkę i odtworzyła stare drzwi, wchodząc sama a dopiero później wpuszczając nas. Widać było że nie była dzisiaj w humorze, pewnie dowiedziała się że tata Scorpiusa tu jest, pomyślała szatynka. Blondyn dosiadł się do dziewczyny zamiast tak jak zwykle usiąść z Alem, Laura szczerze się zdziwiła, bo było tylko kilka lekcji na których siedzieli razem, a ta na pewno nie była jedną z tych lekcji.  Wzruszyła ramionami i wyciągnęła książki, kawałek pergaminu i czarne zdobione pióro, które dostała od ojca na swój pierwszy rok nauki w Beauxbatons, uśmiechnęła się smutno, przypominając sobie dzień w którym umarli, dzień przed jej urodzinami, zamknęła powieki powstrzymując łzy które napłynęły do jej oczu. Ojciec mówił że każda jej łza jest osobnym, drogocennym i pięknym kryształem, zawsze to ją motywowało do tego żeby tych kryształków nie wypłakiwać. Jeden kryształek wydostał się spod jej powieki, na nieszczęście po tej stronie gdzie siedział blondyn. Laura poczuła ciepłe coś na ręce, gładzące ją, domyśliła się że to ręką Scorpiusa, otworzyła oczy i się słabo uśmiechnęła chcą przekonać przyjaciela że jest dobrze. Nie uwierzył jej, lecz o nic nie pytał.

***


-Naprawdę? – zapytała  już uspokojona Laura blondyna, głosem pełnym niedowierzania – Żartujesz?
-Nie, no co ty. Tobie? – zapytał Score z zadziornym uśmieszkiem – Chodzącemu wykrywaczowi kłamstw? – Laura delikatnie go klepnęła w rękę – au! To bolało koleżanko.
-Ty mi tutaj się nie użalaj tylko mów, jak to chodziła z nim do klasy? – szatynka wciąż nie wierzyła w to co słyszała, nie że ją tak strasznie zaszokowały te informacje, ale wreszcie się dowiaduje czemu Pucey nie lubi młodego Malfoya.
 -No naprawdę. Pucey kiedyś chodziła z moim ojcem do klasy i nawet była jego dziewczyną! - wyszeptał całkowicie poważnie blondyn, twarz Laury emanowała zdziwieniem i niedowierzaniem, usta tworzyły idealne 'O'.
-Czekaj, czekaj! Myślałam że to Parkinson była jego dziewczyną a nie Pucey.
-No tak, ale Pucey to...
-Panie Malfoy! - zagrzmiała obok ich ławki nauczycielka eliksirów - Panno Lovegood! Co to za pogaduszki, na mojej lekcji?! - miała piskliwy i doniosły głos, z jej oczu ciskały płomienie i zaklęcia mordercze.
-My...nie...przepraszam - wyjąkał Score, zawsze Pucey odbierała mu mowę, nie żeby się jej bał, ale bał się tego że powie jego ojcu co wyrabia na lekcjach, jakby zaczął jej pyskować.
-Szlaban panie Malfoy! Panno Lovegood również szlaban - Pucey czy raczej Parkinson była nie ugięta. Laura postanowiła że będzie walczyć.
-Ale my nic nie zrobiliśmy!
-Owszem zrobiliście, rozmawialiście na mojej lekcji.
-Ale nie rozmawialiśmy głośno, pani profesor! - wykrzyczała zdenerwowana Laura, nauczycielka miała cały czas ten sam wyraz twarzy, nieugięty.
-Wystarczająco żebym was usłyszała, jeszcze jedno słowo Lovegood a Slytherinowi odejmę punkty, za twoją głupotę - wy warczała  nauczycielka.
-Potter! - wykrzyczała a Albus wstał.
-Szlaban!
-Ale za co!? - zapytał oburzony - przecież nic nie zrobiłem! Byłem spokojny, siedziałem cicho i uczęszczałem w lekcji a dostaje szlaban- ciągnął.
-Za niewinność jak nie wiesz za co! Siadaj albo dostaniesz dwa szlabany - zaszokowany Al usiadł na miejscu, a Laura posłała mu nieśmiałe spojrzenie.
-Po lekcjach, Lovegood i Malfoy do mnie do gabinetu, tam dowiecie się jaką karę odbędziecie - Proszę otworzyć podręczniki na stronie 69. Laura podniosła rękę do góry, wiedziała że Al się nie zapyta a jej to zwisało czy dostanie kolejny szlaban.
-Tak Lovegood?
-Czemu Al nie będzie odbywał z nami kary?
-To nie Twoja sprawa. Potter po lekcji eliksirów zostań w sali.
Reszta lekcji była nudna, Ślizgoni i Gryfoni uczyli  się o roślinach Francuskich i ich zastosowaniu, czyli o tym o czym Laura wiedziała wszystko.

***


Po lekcji, Albus, Laura oraz Scorpius zostali aby trochę ponegocjować z profesor, naprawdę nie mieli ochoty siedzieć po lekcjach szorując jakąś klasę albo ważąc strasznie trudne eliksiry.
-Pani profesor… - zaczął brunet.
-Potter? Co ty tu robisz? – zapytała naprawdę zaciekawiona – O ile się nie mylę i dobrze pamiętam, to kazałam panu Malfoy’owi i pannie Lovegood zostać po lekcji a nie tobie.
-Tak, ale… - profesor nie dała mu dokończyć, siedziała i patrzyła się w książkę, przygotowując się do zrobienia tekstu drugoklasistom.
-Ale? Nie ma żadnego ale, miał zostać pan Malfoy i pani Lovegood, a Ty panie Potter miałeś sobie iść. Więc nie rozumiem tu, twojej postawy.
-Chciałem się zapytać jaką karę będę odbywał? – Albus wyrzucił to z siebie na jednym oddechu, wciągając później szybko powietrze, Scorpius stał luźno z rękoma w kieszeniach a Lau siedziała na krześle. Profesor uniosła pytająco brew.
-A jaką karę chcesz odbywać?
-Chciałbym… - zastanowił się nad odpowiedzią – Chciałbym uwarzyć eliksir, mogę?
-Jak najbardziej Potter – Al wypuścił ze świstem powietrze które trzymał w płucach, nawet się lekko uśmiechnął, przybierając ten słodki uśmiech zmiękczający każde serce.
-Dziękuję pani Profesor, jaki ma to być eliksir?
-Masz do wyboru albo uwarzysz dwa łatwiejsze, albo jeden trudny. Który wybierasz?
-Trudniejszy – odpowiedział bez zastanowienia Albus, no bo jaki może dać mu eliksir, ponad jego zdolności? No właśnie, nie może. Tak sobie pomyślał. Zaszokował tym wszystkich, w tym samą nauczycielkę, uśmiechnął się tryumfalnie myśląc że mu się upiekło. 
-A więc dobrze – oczy nauczycielki się niebezpiecznie zawęziły , było widać że jest zła. 
-Jaki ma to być eliksir? – zapytał pewnym siebie głosem Albus, przecież Pucey go lubiła, zlituje się nad nim, nie przewidział jednego, tego że nie będzie go faworyzować przy innych.
-Wielosokowy – wysyczała a Albusa wmurowało w posadzkę, nauczycielka wstała patrząc na blondyna i szatynkę z wyczekiwaniem.
-A wy po co tu sterczycie?! – wysyczała tym swoim głosikiem, położyła ręce na swoim dużym, ciemnym, drewnianym biurku, luźno oparta spojrzała najgłębiej jak umiała w oczy młodego Malfoya.
-Pani profesor –zaczęła spokojnie Laura, pełen jadu i złości wzrok Pucey przeniósł się na nią, a Score odetchnął z ulgą.
-Wiem że źle zrobiliśmy, ale czy…
-Skoro wiesz, to wiesz też ze kara jest nie unikniona panno Lovegood – powiedziała opanowana, była zmienna jak pogoda w górach.
-Ale pani profesor, czy my, naprawdę musimy?
-Tak musicie! – zapiszczała znów zdenerwowana – I to razem! Ty i pan Malfoy, to jest kara za twoje pyskowanie i brak szacunku do mnie! Masz szczęście że jestem waszą opiekunką domu i nie odejmę wam punktów, za twoje gadulstwo, plotkarstwo i brak szacunku do starszych. Rodzicie widać że cię dobrze nie wychowali, panno Lovegood – nauczycielka syczała, a ostatnie słowa strasznie zabolały dziewczynę, kiwnęła w milczeniu głową, odwróciła się na pięcie, złapała torbę w biegu powstrzymując się od szlochu i płaczu przed swoją profesor i przyjaciółmi. Gdy dziewczyna wybiegła, Albus i Scorpius stali zaszokowani ‘Czy naprawdę ona nie wie? Że tak powiedziała?’ krążyło im to pytanie po głowach.
-No tak, prawda zawsze najbardziej boli – wypowiedziała do siebie nauczycielka, Albus miał tego dosyć.
-Z całym szacunkiem pani profesor, ale jest pani bezduszną i okrutną kobietą. Nic dziwnego że tata Scorpiusa zerwał z panią i urwał kontakt, naprawdę. Nie wiem jak może być pani taka wredna i okropna, mówiąc tak bezczelne słowa. I to niby Laura jest bezczelna? Ona przynajmniej nie obraża pani rodziców, którzy żyją.
-Potter czy nie pozwalasz sobie za dużo? – Pucey zwęziła niebezpiecznie oczy, przeciągając słowa.
-Z całym szacunkiem ale nie, na pani miejscu wstydziłbym się obrazić, rodziców dziewczyny którzy zginęli z rak śmierciożerców, do których nie chcieli się dołączyć dla bezpieczeństwa swojej córki. A teraz jeśli pani pozwoli wyjdziemy poszukać naszej przyjaciółki – chłopcy odwrócili się na piętach i wybiegli za salę, zostawiając zaszokowaną nauczycielkę.

***
Scorpius wbiegł do łazienki Jęczącej Marty, a za nim wpadł Albus. Słyszeli ciche popłakiwania, lecz nie wiedzieli czy to ich przyjaciółka.
-Marto… - powiedział przez zaschnięte gardło blondyn.
-To jest damska toaleta, Scorpiusie – powiedział słodkim, piskliwym głosem duch Marty, wychodząc z muszli klozetowej z jednej z kabin – ONA WAS TU NIE CHCE! – zagrzmiała Marta, która zazwyczaj była spokojna dopóki ktoś nie zaczął jej ubliżać lub denerwować.
-Marto nasza przyjaciółka jest dla nas ważna chcemy jej pomóc.
-Mi nikt nie chciał pomóc – powiedziała już szlochając i chowając się do rur, postanowili że przeszukają każdą kabinę, kilka dziewczyn weszło do łazienki mordując ich wzrokiem i to co robią. Nawet się im nie tłumaczyli, z ostatniej kabiny po lewej, gdzie sprawdzał blondyn wystawał kawałek siwej torby ich przyjaciółki, machnął na swojego przyjaciela, żeby do niego podszedł, ten zrobił to bez słów i zbędnych dźwięków.
-Laura… - cichy i spokojny szept wydobył się z gardła bruneta – jesteś tam?
Nikt nic nie odpowiedział, kiedy chcieli otworzyć kabinę łapiąc za klamkę, poraził ich prąd, Scorpius wpadł na genialny pomysł i wsunął swoją głowę dołem.
-Laura…. Nie płacz – powiedział czule, robiąc trochę miejsca na głowę Albusa, chłopak wsunął tam głowę i zobaczył skuloną postać swojej przyjaciółki.
-Lau… Pucey to mopsowata idiotka, nie dołuj się… - Albus starał się być zabawny w złej chwili, udało mu się, na jej bladej twarzy pojawił się słaby uśmiech.
-Właśnie i ma takie, dziwne oczy. Normalnie jakby nawąchała się jakiś kwiatków – dodał Score podłapując temat rozbawienia Laury. Chłopcom udawało się ją rozśmieszyć już po chwili cicho się śmiała.
-Uwielbiam was, wiecie? – wyszeptała smutno wesołym głosem.
-Wiemy – powiedzieli razem wesoło, wciąż leżąc na podłodze.
-Panie Malfoy! Panie Potter! Co panowie robią  w damskiej toalecie? – usłyszeli głos zdezorientowanej McGonagall poszukującej za pewnie szatynki. Scorpius chciał szybko wstać przy czym walnął głową w drzwi, stłumił przekleństwo i wydostał się z pod drzwi a za nim, Albus.
-Pani profesor…. – zaczął blondyn.
-To nie tak jak pani myśli – powiedział Albus który wciął się w zadnie przyjacielowi – my tu szukaliśmy Laury.
-I dlatego panowie leżeli głowami w damskiej kabinie? – zapytała nauczycielka unosząc brew do góry.
-Tak… znaczy… My…. – Scorpius się zaplątał, usłyszeli ciche szepnięcie w kabinie i drzwi się otworzyły, stanęła w nich rozczochrana i rozmazana Laura, profesor McGonagall zdziwiła się takim widokiem.
-Dziecinko – szepnęła – co Ci się stało?
Laura  uśmiechnęła się smutno i poprawiła swoje włosy które powypadały z długiego kucyka.
-Już nic, pani profesor, już nic.
-Po lekcjach proszę przyjdź do mnie, do gabinetu – McGonagall mówiła czule i z troską.
-Dobrze, pani profesor.
-Proszę was wracajcie na lekcje, profesor Slughorn szuka was chyba po całej szkole. Biegnijcie na lekcję Obrony, nie chciałabym abyście opuścili kolejną lekcję.
-Oczywiście – blondyn i brunet odpowiedzieli wychodząc z toalety, wiedząc że powinni zostawić Laurę, samą z dyrektorką.
-Bardzo cię przepraszam, za tak okrutne słowa profesor Pucey, jest mi przykro a nauczycielka podejmie tego konsekwencje. Nigdy nie chciałam aby takie słowa zostały wypowiedziane do ciebie, Lauro – dyrektorka szkoły po raz chyba trzeci zwróciła się do niej Lauro.
-Rozumiem pani profesor, jeżeli pani pozwoli wróciłabym na lekcje – dziewczyna zawsze nie lubiła, kiedy ktoś był dla niej za miły lub zbyt troskliwy, uważała to za akt swojej słabości i użalania się nad nią. McGonagall kiwnęła głową i wyszła a, szatynka za nią. Udała się wraz z kolegami na obronę, nie była lekcją zaciekawiona, nauczyciel wiedział o co chodzi i udawał że nie widzi jej twarzy pogrążonej w marzeniach i rozmysłach. Po lekcji udali się na błonia, idąc pod wierzbę, ulubione drzewo Albusa.
-Muszę wam coś powiedzieć – powiedziała szatynka, rozkojarzonym głosem, tak jakby jej w ogóle nie było z kolegami.
-O czym? – zapytał blondyn.
-Dowiedziałam się od Freda…
-Ale czekaj, czekaj, przecież Weasley jest w skrzydle….– Scorpius nic nie rozumiał.
-Wyszedł dzisiaj rano, jutro mają trening przed meczem z Krukonami– powiedział z miną znawcy Albus, Score kiwnął głową w zrozumieniu.
-No i ja się czegoś dowiedziałam – Albus nagle przystanął.
-Al co jest? – zapytał Score a Lau pokiwała głową, Albus patrzył się na wierzbę, pod którą siedziały cztery postacie.
-Nic mi nie jest…. Ja, ja, idę. Idę sam gdzieś – odwrócił się i poszedł, Laura się zmartwiła a Score wzruszył ramionami, Albus udał się do szkoły, a Laura i Scorpius za nim po chwili wahania.

CDN.


sobota, 2 marca 2013

Heeej!

Słuchajcie jestem Lilian Sole i betuję ten tekst, rozdział mielibyście już dawno ale... Ale no właśnie, najpierw mja załamka totalna że nie chciało mi się nawet laptopa uruchamiać a potem problemy z nim związane. Mianowicie chrom się nie chciał włączyć, word i inne programy, a potem ot tak się wyłączył i nie chciał się włączyć. Oczywiście ja mądra zamiast sprawdzić czy bateria nie jest rozładowana zrobiłam wielki szum i zamęt, histerię i szloch do rodzicielki że laptop się popsuł, no ale teraz coś mnie tchnęło aby zobaczyć czy się nie rozładował no i BUM! Rozładował się! Ja mądra... Tak więc, piszę d was czego nigdy pewnie więcej nie zrobię aby was przeprosić, zaraz zbetuję tekst do końca i Laura go opublikuje i będziecie mieli co czytać!
Jeszcze raz bardzo przepraszam! :))

Obserwatorzy