środa, 3 kwietnia 2013

Przepraszam(y) !!

Laura.... Laura zbiera się od (patrzy na kalendarz), od marca żeby napisać wam, że zawiesza bloga. W końcu się zdenerwowałam i piszę, że go zawiesza. Uważam, że powinniście wiedzieć czemu nic się tu nie pojawia i dlaczego jest tu tak cicho. Starałam się ją namówić żeby zaczęła pisać i pomagałam jej znaleźć wenę, ale niestety dupa z tego wyszła :c

Obiecała mi, że wróci do tego opowiadania lecz musi złapać wenę za uszy i wtedy coś napisze, sama tego dopilnuje c:

Znajdziecie ją, na jej drugim blogu >Kiedy przybędzie czas śmierci.< dopiero je rozkręca, aczkolwiek jest fajne i polecam wam, je jak nowe opowiadanie, które warto przeczytać.

Mnie znajdziecie (oczywiście jeśli chcecie) na >Życie to gra, w której możecie dostać złe lub dobre karty< blogu którego również powolutku rozkręcam, jest o nowym pokoleniu ale troszeczkę innym ;) oraz też standardowo na >Ona trwała nie długo, nie krótko. Dla miłości najlepszy to czas.< blogu o parringu Draco&Ginny serdecznie zapraszam na obydwa oraz na blog Lau.

Przepraszam was w imieniu Laury jak i swoim, że nic nie mogłam zdziałać.

poniedziałek, 4 marca 2013

ROZDZIAŁ IV

UPRZEDAM, ROZDZIAŁ MA 12 STRON W WORDZIE!!! MUSI TO STARCZYC WAM NA MIN. 2 TYG.
_________
Laura, która wysłała Albusowi patronusa, aby go do niej przyprowadził, stała pod posągiem chimery. Na korytarzu było cicho, jak makiem zasiał. No ale czego się tu spodziewać o, dwudziestej trzeciej? Obrazy i duchy dawno były pogrążone w głębokim śnie, po szkole jedynie roznosił się cichy szloch jęczącej Marty, którą słychać było z pierwszego piętra. Usłyszała ciche szuranie, po kamiennej posadzce szkoły, spojrzała w stronę, skąd dochodził dźwięk. Szatynka ujrzała swojego przyjaciela, był rozczochrany w szarej koszulce i dresowych spodniach, oczy mu się kleiły. Laura wcale nie wyglądała lepiej, krótkie niebieskie spodenki, do tego bluzka na ramiączka i narzucony długi, czarny sweter do połowy uda, biała jak ściana z zaschniętymi strużkami łez, na policzkach, uśmiechnęła się słabo do chłopaka który nieprzytomnie jej uśmiech, odwzajemnił.
-Możesz mi wytłumaczyć, co tu robię w środku nocy? – zapytał szeptem przymulony przyjaciel, dziewczyny.
-Chwilowo stoisz, aczkolwiek jestem pewna że zaraz zaśniesz – mówiła to z lekkością i nutką ironii - Chodzi o Scorpiusa – dodała zmartwionym głosem, pełnym niepokoju.
-Co się stało?! – Albus zaraz oprzytomniał słysząc słowa, dziewczyny. Powiedział to strasznie głośno, przez puste korytarze i echo, jego głos był dwa razy donośniejszy.
-Cicho dziecko! Wszystkich pobudziłeś – powiedział któryś z rozbudzonych i złych obrazów.
-Nikt cię nie nauczył,  żeby nie pałętać się po Hogwarcie w nocy? – dodał drugi.
-Przepraszam – wyszeptał Al.
-A teraz to umie szeptać, ech idźmy spać – przebudzone obrazy przytaknęły, już po kilku chwilach było słychać ciche pochrapywanie, Laura pociągnęła chłopaka za jeden z filarów.
-Nabroił i to strasznie, przez niego Fred Weasley leży w skrzydle szpitalnym – wyszeptała przejęta a jemu oczy z orbit wyszył.
-Jak to? – starał się powstrzymywać od zbyt głośnego tonu, nawet mu to wyszło.
-No tak, sam Ci opowie. Strasznie się o niego martwię i… no… nawrzeszczałam na niego.
-Nie łam się, na pewno to rozumie, że byłaś zła i przestraszona, Score jest mądrym chłopakiem i nie będzie miał ci tego za złe, naprawdę.
-Myślisz? Bo trochę za dużo powiedziałam… - głos jej się załamał a po policzkach spłynęły słone łzy, Albus nie chciał aby jego przyjaciółka się zamartwiała, wiedział że Score jest dla niej specjalnie ważny a ona dla niego, przytulił ją, dając jej tym oparcie, płakała cicho.
-Proszę, poczekaj na mnie – wyszeptała słabo, spojrzała na niego oczami pełnymi bólu i błagania.
-Dobrze, poczekam. Score na pewno już tam siedzi. Idź, obiecaj mi że z nim pogadasz – po chwili wahania dziewczyna, przytaknęła kiwając głową. Albus delikatnie ją popchnął w stronę posągu, wypychając zza filaru, dziewczyna odwróciła się.
-Chciałabym mu tego wszystkiego, nie powiedzieć, aby się tam nie znaleźć, aby ta cała sytuacja nie miała miejsca… – wyszeptała a jedna, słona łza spłynęła po jej policzku, Al słabo się uśmiechnął, chcąc dodać Laurze otuchy, wziął ją za rękę i podprowadził pod chimerę. Kiedy wyszeptała hasło a chimera się odsunęła, odwróciła się do Albusa.
-Dziękuję… - wyszeptała, otwierał usta żeby zapytać za co – za to że jesteś.
Weszła na piękne, marmurowe schody a posąg od razu, zasunął wejście, prowadzące do gabinetu dyrektorki. Nogi miała jak z waty, powoli wchodziła schodami. W końcu zobaczyła gabinet, owalne pomieszczenie z portretami byłych dyrektorów szkoły, pogrążonych w głębokim śnie. Stare meble, nie zmieniane od początku, kiedy powstał Hogwart. Duże biurko za którym znajdował się regał z księgami, na regale spoczywała Tiara Przydziału, Laura uśmiechnęła się do siebie, na wspomnienie ich pierwszego spotkania, tiara miała tak wielkie problemy z przydzieleniem jej do jakiegoś domu, że musiała się zastanawiać dwa dni i dwie noce, gdzie ją umieścić. W końcu wybrała Slytherin, mając wtedy duże wątpliwości, po roku uczęszczania do Hogwartu, powiedziała Laurze że jednak dobrze ją przydzieliła. Szatynka szczerze lubiła tą starą, zakurzoną czapę, często o niej myślała i o ich spotkaniu. W gabinecie znajdowała się myślodsiewnia. ‘Teraz to ona by mi się przydała’ pomyślała Laura, która w głowie miała mętlik. W miejscu gdzie kiedyś stał drążek Feniksa profesora Dumbledore’a stał teraz drewniany stołek na którym siedziała bura kotka z obwódkami wokół oczu, za miałczała i zmieniła się w podstarzałą nauczycielkę o siwych włosach, spiętych w ciasny kok i ustach ściśniętych w wąską linię. Spojrzała na Laurę ze smutkiem, mimo iż dziewczynka była ze Slytherinu lubiła ją, nie była tak jak inne dziewczęta z tego domu, owszem cechowała się pewnymi cechami, idealnie pasując do tego domu, sama pomagała Tiarze Przydziału wybrać dom dla Laury. Nie pomyliła się, choć dziewczynka miała też cechy z innych domów, najbardziej pasowała im do domu węża.
-Usiądź, drogie dziecko- popatrzyła na nią swoimi przygaszonymi, zielonymi tęczówkami, Laura zrobiła to o co poprosiła nauczycielka, siadając na wygodnym starym fotelu-Poczekamy jeszcze chwilkę na pana Malfoy'a, dobrze?
-Dobrze... - westchnęła cicho dziewczyna. Patrzyła się pusto w drzwi, oczekując jakiegoś zbawienia. Miała nadzieję że to tylko głupi koszmar, który minie, Scorpius nadal będzie jej przyjacielem, nie pokłócą się a Fred nie będzie leżał w skrzydle szpitalnym. Uświadomiła sobie że ten blondyn o stalowoniebieskich oczach, był dla niej wszystkim a w jednej chwili, stał się nikim. Bolało ją to, usłyszała ciche kroki na schodach, skierowała swój wzrok na biblioteczkę za biurkiem, profesor McGonagall znów była kotem, liżąc się właśnie po łapie. Wyglądało to dziwnie, szatynka patrzyła się na panią dyrektor zdumiona, gdy ta przerwała swoją czynność i zmieniła się w człowieka.
-Proszę siadać, panie Malfoy – wypowiedziała spokojnie, Laura walczyła sama z sobą aby nie odwrócić wzroku w stronę blondyna, wygrała tą walkę. Po chwili poczuła zapach jego perfum, kombinacja lawendy i rozmarynu, strasznie wpadający w gusta Laury, uwielbiała te perfumy.
-Co możecie mi powiedzieć o wydarzeniach z, łazienki? – spojrzała na nich wyczekując odpowiedzi, Laura zapatrzyła się w swoje nogi, które były nagle bardzo ciekawe, wiedzący to blondyn uśmiechnął się smutno, kłopoty nie były im obce, lecz pierwszy raz byli pokłóceni siedząc u pani profesor.
-To może ja zacznę, pani profesor.
-Proszę panie Malfoy, co się stało panu Fredowi Weasleyowi?
-To nie była do końca moja wina, choć w bardzo dużej mierze moja. W tej łazience to, myśmy się kłócili, wiem że nie powinienem ale to on zaczął – Score zaczął się bronić niczym małe dziecko, oskarżone o zjedzenie ostatniego kawałka ciasta, szatynka uśmiechnęła się do siebie smutno, dobrze że jej długie włosy zasłaniały twarz, wiedziała że wygląda strasznie.
-Panie Malfoy – skarciła go nauczycielka.
-Ach tak, tak. Wracając chciałem rzucić jakieś mało przyjemne – na wzrok pani dyrektor, szybko poprawił – znaczy mało nie przyjemne zaklęcie, wie pani, pani dyrektor. Aby Freda za łaskotały wróżki, krówki i kwiatuszki – mówił to takim tonem, że na twarzy Laury pojawił się szczery uśmiech, właśnie pajacował chcąc ją rozweselić, narażając się tym samym dyrektorce – już machałem różdżką jak jakiś szaleniec, gdy ni stąd ni z owąd Irytek, pier..znaczy walnął mnie książką prosto w moją mor…znaczy twarz, a ponieważ machałem tą różdżką jak szaleniec, trafiłem zaklęciem Freda, no i tak jakoś zamiast wróżek, krówek i kwiatuszków stracił przytomność.
Nauczycielka spojrzała na Scorpiusa z posępną miną, nie komentując jego wygłupów z, zamiarem rozweselenia panny Lovegood. Wzięła głęboki oddech zanim odpowiedziała, chcąc pewnie nie wydrzeć się, na blondyna.
- A skąd się tam wzięła panna Lovegood?
-No bo zapomniałem dodać, że dostał takim, dużym i pewnie ciężkim kawałkiem filaru, stojącego niedaleko od niego – oczy nauczycielki zrobiły się wielkie jak dwa spodki, od herbaty którą uwielbiała pijać – ale spokojnie, właśnie stąd wzięła się tam – zastanowił się jakiego określenia użyć, panna Lovegood? Laura? – moja przyjaciółka, po którą pobiegłem aby udzieliła mu pomocy.
-Hm… Interesujące, powiedzieliście z panem Weasley’em dokładnie to samo, tylko że on opisał to… hm, no cóż, bardziej emocjonalnie. Panno Lovegood, zgadza się pani z tym co powiedział pan Malfoy?
Scorpius spojrzał ledwo zauważalnie na Laurę, oczekując jej reakcji.
-Tak pani profesor – wyszeptała cicho i słabo, wydała się wtedy Scorpiusowi taka drobna, krucha i słaba, choć wiedział że taka nie jest, a wręcz przeciwnie.
-Panie Malfoy, nie zachował się pan mądrze, lecz bardzo dobrze że sprowadził pan, pannę Lovegood. Inaczej mogłoby, być, zdecydowanie gorzej. Ukarałabym pana za ten występek, lecz Fred Weasley prosił abym tego nie robiła. Uszanuje jego zdanie i tym razem, nie podejmę żadnych kroków w tej sprawie. Pana ojciec też się o tym nie dowie, przynajmniej nie ode mnie. Powtarzam TYM RAZEM- ostatnie dwa słowa podkreślając.
-Dziękuję – wyszeptał Score.
-A teraz proszę wracać do swoich dormitoriów i nie kręcić się po zamku – mówiąc to nauczycielka wstała, a oni zrobili to samo, odprowadziła ich do drzwi, podziękowali jej i wyszli, zaraz drzwi się za nimi zatrzasnęły, stali na schodach, nie było tu dużo miejsca, kiedy odgłosy obcasów nauczycielki w gabinecie ucichły, Malfoy się odezwał, stał dwa schodki niżej, lecz nadal przewyższał Laurę.
-Przepraszam… - wyszeptał słabo, wydał się jej bezbronny i zagubiony, w tym momencie był małym zagubionym i bezbronnym blondynem.
-Nie chciałem abyś się martwiła, naprawdę. Wiem że jestem głupi i… - Laura zdziwiła go tym, co właśnie zrobiła, rzuciła mu się w objęcia, zdezorientowany chłopak cofnął się o jeden stopień do tyłu, trzymając swoją przyjaciółkę w objęciach, kilka centymetrów nad ziemią. Zaciągnął się zapachem jej włosów, zapach lata, słońca, wiatru i winogron.
-Tak bardzo cię przepraszam, nie chciałam ci tego powiedzieć – wyszeptała, znów, zaczynając płakać.
-Ej no… Lau zamoczysz mi koszulkę… - powiedział głaszcząc ją po włosach, dziewczyna cicho się zaśmiała.
-Tak mi przykro, nawet nie wiesz jak żałuję, swoich słów – Laura była bardzo wrażliwą dziewczyną, a przed Scorpiusem i Albusem, ukazywała tą stronę swojego charakteru.
-Cii…wiem, wiem – mówił kojąco, głaszcząc ją czule po włosach – nie mam ci tego za złe, naprawdę – gdyby tylko mógł to by położył dłoń na swoim sercu, lecz to miejsce zajmowała chwilowo Laura.
-Chodźmy już – powiedziała uspokajając się – Al na dole czeka.
-No wiem, chodź – wziął ją za rękę, jej dłoń idealnie pasowała do jego dłoni. Zeszli po schodach, podając hasło i wychodząc, rozejrzeli się za Alem.
-Gdzie on może być? – zapytała szeptem Laura, aby nie pobudzić obrazów, blondyn wzruszył jedynie ramionami.
-Może Pucey wybrała się na przechadzkę i go zgarnęła? – wyszeptał.
-Możliwe – również szeptem odpowiedziała szatynka.
-Chodźmy do dormitoriów.
Laura na te słowa jedynie przytaknęła, kiwając głową, gdy nagle usłyszała ciche pochrapywanie, tak charakterystyczne dla jej przyjaciela że nie dało się go pomylić, szarpnęła za ramię idącego przed nią blondyna, którego wciąż trzymała za rękę, spojrzał na nią pytająco.
-Albus gdzieś tu jest – szepnęła i wkroczyła w całkowitą ciemność, idąc do filaru przy którym wcześniej stali. Jego chrapanie robiło się coraz bardziej głośne, wyczuła dłonią okrągły filar i zsunęła się w dół, chcąc wyczuć głowę. Nie pomyliła się Al właśnie tu sobie spał, spojrzała na tarczę swojego zegarka, wskazywał dwadzieścia po północy. Sapnęła poirytowana i potrząsnęła swojego przyjaciela za ramię.
-Al… Al… - szeptała, ten jedynie mamrotał pod nosem że jeszcze pół godzinki. Zdenerwowana i zirytowana daremną próbą obudzenia przyjaciela, Laura wyczarowała szklankę z zimną wodą, najpierw oblała mu dłoń, gdy nie podziało oblała mu drugą, również nic. Napełniła szklankę do końca i wylała wszystko mu na głowę, wreszcie łaskawi się obudził, klnąc pod nosem. Zbyt głośno, więc obudził znowu kilka obrazów, które nakręcały siebie nawzajem, Laura machnęła na nie ręką i wróciła na słabo oświetlony korytarzyk, Score stał w tym miejscu w którym go zostawiła, na ich widok uśmiechnął się promiennie. Laura która prowadziła śpiącego jeszcze Ala, złapała blondyna za rękę i, teraz ciągnęła ich obydwu.
-Śpiąca księżniczko, gdzie twój książę? – zapytał ironicznie Score.
-Idzie obok mnie – odparł śpiący Albus, blondyn zachichotał.
-Gdzie położyłeś kluczyki do Hipogryfa?
-Nie wiem, sprawdź w brudnych skarpetkach Krwawego Barona – Score znów zachichotał, zawsze robił sobie żarty ze śpiącego Albusa.
-Scor! Zachowujesz się jak mały dzieciaczek, który ma radochę z byle czego. Masz zaraz piętnaście lat, a zachowujesz się jak pięciolatek – skarciła Laura swojego przyjaciela.
-Przepraszam mamo – wyszeptał takim przepraszającym tonem, naburmuszonego dziecka. Tym razem to dziewczyna zachichotała. Doszli już do lochów, stała teraz przed wejściem.
-Salazar Slytherin – wyszeptała a kamienna ściana się usunęła. Weszli do pokoju wspólnego, cisza jak makiem zasiał.
-Zaprowadź Albusa do pokoju i kładźcie się spać, ja sama też idę spać – zarządziła a Score właśnie zarzucił sobie rękę Ala na ramię, aby go podtrzymać.
-Dobranoc – wyszeptała i ich ucałowała w policzki, po czym wbiegła po schodach do swojego dormitorium.
-Czy ona musi taka być? – zapytał Score śpiącego Ala, ten jedynie poruszył się na te słowa, niespokojnie jakby to rozumiejąc.

***
Laura szła szybko, przez korytarz prowadzący do Sali eliksirów, swoje czarne włosy, po raz chyba drugi w swoim życiu, spięła w luźny kucyk wysoko na głowie, włosy sięgały jej do łopatek, choć spięte. Miała na sobie czarną spódniczkę, którą troszeczkę przykróciła, więc była przed kolano, czarne podkolanówki, czarny ciepły sweter i białą koszulę pod spodem, a na nogach czarne botki, które przyozdabiały ćwieki, srebrno-zielony krawat i godło Slytherinu na piersi.
-Hej – powiedział Albus uśmiechając się do niej przyjaźnie.
-Hej, ślicznie wyglądasz – powiedział Scorpius, Al spiorunował go wzrokiem.
-Nigdy nie dasz mi dokończyć, wyglądasz ślicznie Laura – wystawił blondynowi język, ten odwzajemnił ten gest, Laura się zaśmiała.
-Cześć chłopaki, dzięki – puściła im oko i stanęła pod drzwiami do Sali eliksirów. Pod salą stali również Gryfoni, była to ich pierwsza lekcja we wtorki. Albus i Score mieli na sobie mundurki, z koszulami na wierzchu, bez swetrów i w krawatach, oczywiście jak zwykle krawat Albusa był w fatalnym  stanie, zamiast z ładnym węzłem był z supłem, chłopak nie umiał wiązać krawatu i nigdy się z tym nie krył, ile razy by go Laura nie uczyła, wiązać tego nieszczęsnego krawatu, nie mógł się nauczyć. Odstawiła na ziemię, swoją siwą torbę ze znaczkami, na których były śmieszne rzeczy, było ich trzy, jedna z buźką która miała kły ‘uwaga! Gryzę’ głosił napis na niej, druga z kanapką którą je człowiek i napisem ‘trema mnie zżera’ a trzecia miała inicjały S i A, symbolizujące jej przyjaciół, wymyśliła to w zeszłe wakacje, chłopcy również mieli inicjały, lecz w postaci breloczków, przypiętych do swoich toreb.
-Merlinie, Albus…  - powiedziała zdegustowana  – Od dwóch lat uczę cię jak wiązać krawat i nadal nie działa. Nie wiesz co to magia? -  podeszła do chłopaka i zwykłym nie magicznym sposobem zaczęła wiązać mu krawat, w naj prostszy z możliwych sposobów.
-Nie, nie wiem, co to magia. A po za tym, lubię to jak codziennie przed pierwszą lekcją, od dwóch lat mówisz to samo, takim samym sposobem i, od dwóch lat zawsze wiążesz mi tak samo krawat, lubię to – powiedział z szczerym uśmiechem na ustach, Laura prychnęła i klepnęła przyjaciela w klatkę, oznajmiając mu że skończyła – I to też lubię.
Scorpius nie wytrzymał tak jak i Laura, zaczęli się głośno śmiać. Al stał z miną ‘Nie wiem o co wam chodzi’ lecz parskał co chwila śmiechem.
-Ej dobra spokój – wyszeptała zmęczona tym długim śmiechem szatynka, Score co chwilę jeszcze parskał śmiechem a Al uśmiechał się jak idiota.
-Albus masz plan? Czy zgubiłeś? – spytał blondyn – znowu – dodał po chwili uśmiechając się wrednie do Albusa, ten zaczął grzebać w swojej brązowej, skórzanej torbie, Laura wiedziała co zaraz nastąpi, poszła po swoją torbę i czekała. ‘Zaraz powinno się zacząć’ pomyślała.
-No nie, znowu? Musiałem go gdzieś zapodziać… - Al był nad wyraz twardy, pomimo iż było wiadomo że zgubił plan, przeszukiwał dalej swoją torbę, zaczęło się.
-Nie mam – powiedział zrezygnowany, Laura się uśmiechnęła pocieszająco a Scorpius kpiąco.
-Jak zwykle, zdziwiłbym się gdybyś powiedział że masz – powiedział blondyn – na serio! – dodał z ręką na sercu. Laura wywróciła teatralnie oczami a Albus przybrał naburmuszoną minę.
-Masz szczęście, że Ted dał mi dwa plany, bo wiedział że swój zgubisz – wyjęła zwitek pergaminu i popukała Albusa nim po głowie.
-Och moja ty Bogini! Będę cię wielbił ponad życie! – Al padł przed nią na kolana i odebrał kawałek pergaminu, całując Laurę delikatnie w dłoń.
-Albus! – skarciła go szatynka- nie wygłupiaj się! – powiedziała to ze śmiechem na ustach.
-Ej… bo zrobię się zazdrosny, o swoją przyjaciółkę. Co u Gryfonów tak cicho?
-Hm… nie wiem – skłamała Lau, wiedziała, chodziło im o Freda, lecz oczywiście Score tego nie rozumiał, ciekawe jakby jej się coś stało, co by zrobił jej dom i przyjaciele.
-Może wyżarli całe jedzenie ze stołów zanim wszyscy się zjawili? – zaproponował, jak zwykle, głupio Albus.
-Tak, Al właśnie o to chodzi – powiedziała z sarkazmem Lau.
-Oj..Laura, to skoro wiesz, to mnie oświeć, b najwyraźniej jestem za głupi.
-Chodzi… - Laura się zawahała.
-O Weasleya – powiedział zły blondyn, który nie wiedział co o tym wszystkim myśleć, był zły na siebie za to co się stało, był zrozpaczony, przejmował się tym co mu powiedziała najważniejsza w jego życiu dziewczyna, tego że żałuję, że się poznali, przy czym on uważał całkowicie inaczej, dla niego to było najlepsze co mógł sobie wyobrazić, poznanie jej. Al wyjąkał ciche ‘aaa’ a Lau złapała się  pod boki.
-Score… To nie twoja wina, przecież.
-Moja, moja, Laura.
W odpowiedzi dziewczyna sapnęła z bezsilności. Usłyszeli ciche postukiwania małych obcasików, to była nauczycielka od eliksirów, nikt oprócz pierwszoroczniaków którzy wychodzili i wchodzili na boisko, nie mógłby tu być. Postukiwanie obcasów stawało się coraz głośniejsze, już po chwili szczupła postać, ubrana w zieloną szatę z milionem broszek, przypiętych do niej w postaci różnych kwiatów i ziół, wyglądała tak jak zwykle, pusty wyraz twarzy, zadziorne oczy nadawały nauczycielce niezwykłego ‘uroku’. Spłaszczony nos i pucołowata twarz, przez co nauczycielka przypominała mopsa. Jak na mopsa nie była taka okropna, a może i nawet ładna? Za czasów szkolnych uczyła się w Hogwarcie a jej nauczycielem był Severus Snape, Laura tyle się o nim nasłuchała od ojca Albusa, że wolałaby chyba go nigdy nie poznać, a to że Al nosił po nim imię, był przerażający.
-Idzie potwór z Loch Ness w postaci mopsa – szepnął Scorpius z złowieszczym uśmieszkiem, szatynka zgromiła go wzrokiem i lekko się uśmiechnęła. Blondyn szczerze tej kobiety nienawidził a ona jego. Lau wiedziała tylko że to była sprawa pomiędzy jego ojcem a nauczycielką, i to dlatego kobieta się nad nim pastwi, ale on jej nie odpowie, bo głupek boi się że powie jego ojcu, a teraz będzie dwa razy bardziej musiał uważać b jego ojciec tu jest, Laura myślała i myślała, dręczyło ją kiedy Score wreszcie jej powie o co chodzi. Za to Albusa nauczycielka wręcz uwielbiała, pomimo iż nienawidziła jego ojca, lubiła Ala, było to dla wszystkich tych, którzy znali młodego Pottera dziwne.
-Ej no, Score pajacu, uspokój się. Co ci ta kobita zrobiła? – zapytał żartobliwie Al który wiedział o co chodzi, lecz nie chciał dziewczynie za żadne skarby świata tego powiedzieć. Pucey czyli nauczycielka od eliksirów, podeszła do drzwi, grobowa cisza nastała kiedy ponura sylwetka, szybkim ruchem wyciągnęła różdżkę i odtworzyła stare drzwi, wchodząc sama a dopiero później wpuszczając nas. Widać było że nie była dzisiaj w humorze, pewnie dowiedziała się że tata Scorpiusa tu jest, pomyślała szatynka. Blondyn dosiadł się do dziewczyny zamiast tak jak zwykle usiąść z Alem, Laura szczerze się zdziwiła, bo było tylko kilka lekcji na których siedzieli razem, a ta na pewno nie była jedną z tych lekcji.  Wzruszyła ramionami i wyciągnęła książki, kawałek pergaminu i czarne zdobione pióro, które dostała od ojca na swój pierwszy rok nauki w Beauxbatons, uśmiechnęła się smutno, przypominając sobie dzień w którym umarli, dzień przed jej urodzinami, zamknęła powieki powstrzymując łzy które napłynęły do jej oczu. Ojciec mówił że każda jej łza jest osobnym, drogocennym i pięknym kryształem, zawsze to ją motywowało do tego żeby tych kryształków nie wypłakiwać. Jeden kryształek wydostał się spod jej powieki, na nieszczęście po tej stronie gdzie siedział blondyn. Laura poczuła ciepłe coś na ręce, gładzące ją, domyśliła się że to ręką Scorpiusa, otworzyła oczy i się słabo uśmiechnęła chcą przekonać przyjaciela że jest dobrze. Nie uwierzył jej, lecz o nic nie pytał.

***


-Naprawdę? – zapytała  już uspokojona Laura blondyna, głosem pełnym niedowierzania – Żartujesz?
-Nie, no co ty. Tobie? – zapytał Score z zadziornym uśmieszkiem – Chodzącemu wykrywaczowi kłamstw? – Laura delikatnie go klepnęła w rękę – au! To bolało koleżanko.
-Ty mi tutaj się nie użalaj tylko mów, jak to chodziła z nim do klasy? – szatynka wciąż nie wierzyła w to co słyszała, nie że ją tak strasznie zaszokowały te informacje, ale wreszcie się dowiaduje czemu Pucey nie lubi młodego Malfoya.
 -No naprawdę. Pucey kiedyś chodziła z moim ojcem do klasy i nawet była jego dziewczyną! - wyszeptał całkowicie poważnie blondyn, twarz Laury emanowała zdziwieniem i niedowierzaniem, usta tworzyły idealne 'O'.
-Czekaj, czekaj! Myślałam że to Parkinson była jego dziewczyną a nie Pucey.
-No tak, ale Pucey to...
-Panie Malfoy! - zagrzmiała obok ich ławki nauczycielka eliksirów - Panno Lovegood! Co to za pogaduszki, na mojej lekcji?! - miała piskliwy i doniosły głos, z jej oczu ciskały płomienie i zaklęcia mordercze.
-My...nie...przepraszam - wyjąkał Score, zawsze Pucey odbierała mu mowę, nie żeby się jej bał, ale bał się tego że powie jego ojcu co wyrabia na lekcjach, jakby zaczął jej pyskować.
-Szlaban panie Malfoy! Panno Lovegood również szlaban - Pucey czy raczej Parkinson była nie ugięta. Laura postanowiła że będzie walczyć.
-Ale my nic nie zrobiliśmy!
-Owszem zrobiliście, rozmawialiście na mojej lekcji.
-Ale nie rozmawialiśmy głośno, pani profesor! - wykrzyczała zdenerwowana Laura, nauczycielka miała cały czas ten sam wyraz twarzy, nieugięty.
-Wystarczająco żebym was usłyszała, jeszcze jedno słowo Lovegood a Slytherinowi odejmę punkty, za twoją głupotę - wy warczała  nauczycielka.
-Potter! - wykrzyczała a Albus wstał.
-Szlaban!
-Ale za co!? - zapytał oburzony - przecież nic nie zrobiłem! Byłem spokojny, siedziałem cicho i uczęszczałem w lekcji a dostaje szlaban- ciągnął.
-Za niewinność jak nie wiesz za co! Siadaj albo dostaniesz dwa szlabany - zaszokowany Al usiadł na miejscu, a Laura posłała mu nieśmiałe spojrzenie.
-Po lekcjach, Lovegood i Malfoy do mnie do gabinetu, tam dowiecie się jaką karę odbędziecie - Proszę otworzyć podręczniki na stronie 69. Laura podniosła rękę do góry, wiedziała że Al się nie zapyta a jej to zwisało czy dostanie kolejny szlaban.
-Tak Lovegood?
-Czemu Al nie będzie odbywał z nami kary?
-To nie Twoja sprawa. Potter po lekcji eliksirów zostań w sali.
Reszta lekcji była nudna, Ślizgoni i Gryfoni uczyli  się o roślinach Francuskich i ich zastosowaniu, czyli o tym o czym Laura wiedziała wszystko.

***


Po lekcji, Albus, Laura oraz Scorpius zostali aby trochę ponegocjować z profesor, naprawdę nie mieli ochoty siedzieć po lekcjach szorując jakąś klasę albo ważąc strasznie trudne eliksiry.
-Pani profesor… - zaczął brunet.
-Potter? Co ty tu robisz? – zapytała naprawdę zaciekawiona – O ile się nie mylę i dobrze pamiętam, to kazałam panu Malfoy’owi i pannie Lovegood zostać po lekcji a nie tobie.
-Tak, ale… - profesor nie dała mu dokończyć, siedziała i patrzyła się w książkę, przygotowując się do zrobienia tekstu drugoklasistom.
-Ale? Nie ma żadnego ale, miał zostać pan Malfoy i pani Lovegood, a Ty panie Potter miałeś sobie iść. Więc nie rozumiem tu, twojej postawy.
-Chciałem się zapytać jaką karę będę odbywał? – Albus wyrzucił to z siebie na jednym oddechu, wciągając później szybko powietrze, Scorpius stał luźno z rękoma w kieszeniach a Lau siedziała na krześle. Profesor uniosła pytająco brew.
-A jaką karę chcesz odbywać?
-Chciałbym… - zastanowił się nad odpowiedzią – Chciałbym uwarzyć eliksir, mogę?
-Jak najbardziej Potter – Al wypuścił ze świstem powietrze które trzymał w płucach, nawet się lekko uśmiechnął, przybierając ten słodki uśmiech zmiękczający każde serce.
-Dziękuję pani Profesor, jaki ma to być eliksir?
-Masz do wyboru albo uwarzysz dwa łatwiejsze, albo jeden trudny. Który wybierasz?
-Trudniejszy – odpowiedział bez zastanowienia Albus, no bo jaki może dać mu eliksir, ponad jego zdolności? No właśnie, nie może. Tak sobie pomyślał. Zaszokował tym wszystkich, w tym samą nauczycielkę, uśmiechnął się tryumfalnie myśląc że mu się upiekło. 
-A więc dobrze – oczy nauczycielki się niebezpiecznie zawęziły , było widać że jest zła. 
-Jaki ma to być eliksir? – zapytał pewnym siebie głosem Albus, przecież Pucey go lubiła, zlituje się nad nim, nie przewidział jednego, tego że nie będzie go faworyzować przy innych.
-Wielosokowy – wysyczała a Albusa wmurowało w posadzkę, nauczycielka wstała patrząc na blondyna i szatynkę z wyczekiwaniem.
-A wy po co tu sterczycie?! – wysyczała tym swoim głosikiem, położyła ręce na swoim dużym, ciemnym, drewnianym biurku, luźno oparta spojrzała najgłębiej jak umiała w oczy młodego Malfoya.
-Pani profesor –zaczęła spokojnie Laura, pełen jadu i złości wzrok Pucey przeniósł się na nią, a Score odetchnął z ulgą.
-Wiem że źle zrobiliśmy, ale czy…
-Skoro wiesz, to wiesz też ze kara jest nie unikniona panno Lovegood – powiedziała opanowana, była zmienna jak pogoda w górach.
-Ale pani profesor, czy my, naprawdę musimy?
-Tak musicie! – zapiszczała znów zdenerwowana – I to razem! Ty i pan Malfoy, to jest kara za twoje pyskowanie i brak szacunku do mnie! Masz szczęście że jestem waszą opiekunką domu i nie odejmę wam punktów, za twoje gadulstwo, plotkarstwo i brak szacunku do starszych. Rodzicie widać że cię dobrze nie wychowali, panno Lovegood – nauczycielka syczała, a ostatnie słowa strasznie zabolały dziewczynę, kiwnęła w milczeniu głową, odwróciła się na pięcie, złapała torbę w biegu powstrzymując się od szlochu i płaczu przed swoją profesor i przyjaciółmi. Gdy dziewczyna wybiegła, Albus i Scorpius stali zaszokowani ‘Czy naprawdę ona nie wie? Że tak powiedziała?’ krążyło im to pytanie po głowach.
-No tak, prawda zawsze najbardziej boli – wypowiedziała do siebie nauczycielka, Albus miał tego dosyć.
-Z całym szacunkiem pani profesor, ale jest pani bezduszną i okrutną kobietą. Nic dziwnego że tata Scorpiusa zerwał z panią i urwał kontakt, naprawdę. Nie wiem jak może być pani taka wredna i okropna, mówiąc tak bezczelne słowa. I to niby Laura jest bezczelna? Ona przynajmniej nie obraża pani rodziców, którzy żyją.
-Potter czy nie pozwalasz sobie za dużo? – Pucey zwęziła niebezpiecznie oczy, przeciągając słowa.
-Z całym szacunkiem ale nie, na pani miejscu wstydziłbym się obrazić, rodziców dziewczyny którzy zginęli z rak śmierciożerców, do których nie chcieli się dołączyć dla bezpieczeństwa swojej córki. A teraz jeśli pani pozwoli wyjdziemy poszukać naszej przyjaciółki – chłopcy odwrócili się na piętach i wybiegli za salę, zostawiając zaszokowaną nauczycielkę.

***
Scorpius wbiegł do łazienki Jęczącej Marty, a za nim wpadł Albus. Słyszeli ciche popłakiwania, lecz nie wiedzieli czy to ich przyjaciółka.
-Marto… - powiedział przez zaschnięte gardło blondyn.
-To jest damska toaleta, Scorpiusie – powiedział słodkim, piskliwym głosem duch Marty, wychodząc z muszli klozetowej z jednej z kabin – ONA WAS TU NIE CHCE! – zagrzmiała Marta, która zazwyczaj była spokojna dopóki ktoś nie zaczął jej ubliżać lub denerwować.
-Marto nasza przyjaciółka jest dla nas ważna chcemy jej pomóc.
-Mi nikt nie chciał pomóc – powiedziała już szlochając i chowając się do rur, postanowili że przeszukają każdą kabinę, kilka dziewczyn weszło do łazienki mordując ich wzrokiem i to co robią. Nawet się im nie tłumaczyli, z ostatniej kabiny po lewej, gdzie sprawdzał blondyn wystawał kawałek siwej torby ich przyjaciółki, machnął na swojego przyjaciela, żeby do niego podszedł, ten zrobił to bez słów i zbędnych dźwięków.
-Laura… - cichy i spokojny szept wydobył się z gardła bruneta – jesteś tam?
Nikt nic nie odpowiedział, kiedy chcieli otworzyć kabinę łapiąc za klamkę, poraził ich prąd, Scorpius wpadł na genialny pomysł i wsunął swoją głowę dołem.
-Laura…. Nie płacz – powiedział czule, robiąc trochę miejsca na głowę Albusa, chłopak wsunął tam głowę i zobaczył skuloną postać swojej przyjaciółki.
-Lau… Pucey to mopsowata idiotka, nie dołuj się… - Albus starał się być zabawny w złej chwili, udało mu się, na jej bladej twarzy pojawił się słaby uśmiech.
-Właśnie i ma takie, dziwne oczy. Normalnie jakby nawąchała się jakiś kwiatków – dodał Score podłapując temat rozbawienia Laury. Chłopcom udawało się ją rozśmieszyć już po chwili cicho się śmiała.
-Uwielbiam was, wiecie? – wyszeptała smutno wesołym głosem.
-Wiemy – powiedzieli razem wesoło, wciąż leżąc na podłodze.
-Panie Malfoy! Panie Potter! Co panowie robią  w damskiej toalecie? – usłyszeli głos zdezorientowanej McGonagall poszukującej za pewnie szatynki. Scorpius chciał szybko wstać przy czym walnął głową w drzwi, stłumił przekleństwo i wydostał się z pod drzwi a za nim, Albus.
-Pani profesor…. – zaczął blondyn.
-To nie tak jak pani myśli – powiedział Albus który wciął się w zadnie przyjacielowi – my tu szukaliśmy Laury.
-I dlatego panowie leżeli głowami w damskiej kabinie? – zapytała nauczycielka unosząc brew do góry.
-Tak… znaczy… My…. – Scorpius się zaplątał, usłyszeli ciche szepnięcie w kabinie i drzwi się otworzyły, stanęła w nich rozczochrana i rozmazana Laura, profesor McGonagall zdziwiła się takim widokiem.
-Dziecinko – szepnęła – co Ci się stało?
Laura  uśmiechnęła się smutno i poprawiła swoje włosy które powypadały z długiego kucyka.
-Już nic, pani profesor, już nic.
-Po lekcjach proszę przyjdź do mnie, do gabinetu – McGonagall mówiła czule i z troską.
-Dobrze, pani profesor.
-Proszę was wracajcie na lekcje, profesor Slughorn szuka was chyba po całej szkole. Biegnijcie na lekcję Obrony, nie chciałabym abyście opuścili kolejną lekcję.
-Oczywiście – blondyn i brunet odpowiedzieli wychodząc z toalety, wiedząc że powinni zostawić Laurę, samą z dyrektorką.
-Bardzo cię przepraszam, za tak okrutne słowa profesor Pucey, jest mi przykro a nauczycielka podejmie tego konsekwencje. Nigdy nie chciałam aby takie słowa zostały wypowiedziane do ciebie, Lauro – dyrektorka szkoły po raz chyba trzeci zwróciła się do niej Lauro.
-Rozumiem pani profesor, jeżeli pani pozwoli wróciłabym na lekcje – dziewczyna zawsze nie lubiła, kiedy ktoś był dla niej za miły lub zbyt troskliwy, uważała to za akt swojej słabości i użalania się nad nią. McGonagall kiwnęła głową i wyszła a, szatynka za nią. Udała się wraz z kolegami na obronę, nie była lekcją zaciekawiona, nauczyciel wiedział o co chodzi i udawał że nie widzi jej twarzy pogrążonej w marzeniach i rozmysłach. Po lekcji udali się na błonia, idąc pod wierzbę, ulubione drzewo Albusa.
-Muszę wam coś powiedzieć – powiedziała szatynka, rozkojarzonym głosem, tak jakby jej w ogóle nie było z kolegami.
-O czym? – zapytał blondyn.
-Dowiedziałam się od Freda…
-Ale czekaj, czekaj, przecież Weasley jest w skrzydle….– Scorpius nic nie rozumiał.
-Wyszedł dzisiaj rano, jutro mają trening przed meczem z Krukonami– powiedział z miną znawcy Albus, Score kiwnął głową w zrozumieniu.
-No i ja się czegoś dowiedziałam – Albus nagle przystanął.
-Al co jest? – zapytał Score a Lau pokiwała głową, Albus patrzył się na wierzbę, pod którą siedziały cztery postacie.
-Nic mi nie jest…. Ja, ja, idę. Idę sam gdzieś – odwrócił się i poszedł, Laura się zmartwiła a Score wzruszył ramionami, Albus udał się do szkoły, a Laura i Scorpius za nim po chwili wahania.

CDN.


sobota, 2 marca 2013

Heeej!

Słuchajcie jestem Lilian Sole i betuję ten tekst, rozdział mielibyście już dawno ale... Ale no właśnie, najpierw mja załamka totalna że nie chciało mi się nawet laptopa uruchamiać a potem problemy z nim związane. Mianowicie chrom się nie chciał włączyć, word i inne programy, a potem ot tak się wyłączył i nie chciał się włączyć. Oczywiście ja mądra zamiast sprawdzić czy bateria nie jest rozładowana zrobiłam wielki szum i zamęt, histerię i szloch do rodzicielki że laptop się popsuł, no ale teraz coś mnie tchnęło aby zobaczyć czy się nie rozładował no i BUM! Rozładował się! Ja mądra... Tak więc, piszę d was czego nigdy pewnie więcej nie zrobię aby was przeprosić, zaraz zbetuję tekst do końca i Laura go opublikuje i będziecie mieli co czytać!
Jeszcze raz bardzo przepraszam! :))

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział III


Wydaje mi się, że jest do dupy, oceńcie sami... Długo nie było rozdziału, przepraszam- ferie, i na dodatek, jestem chora, już od 2 tygodni .___.
Btw. Co ile chcecie rozdziały? Pozdrawiam i życzę miłego czytania :-)
________________________
To byli oni, znali ich twarze, jeden szczupły blondyn o bladej cerze, drugi wysoki rudy mężczyzna a
trzeciego chyba każdy znał, kruczo czarne włosy, zielone oczy, owalne okulary i ta blizna. Blizna w
kształcie błyskawicy.

-Tata?! – Powiedzieli w tym samym czasie Albus i Scorpius. Dziewczyna była w szoku, no tak, mogła
się tego spodziewać, przecież są aurorami.
-Dobry wieczór... –wydusiła z oporem Laura.
-No witam, robaczki... Co wy tu robicie, o tej porze? – zapytał przyjaciół Harry. Nie mieli pojęcia, co
powiedzieć, wiedzieli że mają przechlapane...
-Scorpiusie, może zechcesz mi wyjaśnić co Ty tutaj robisz? – zapytał poważnie Draco Malfoy, tata
Score.
-Ym.. sprawdzaliśmy czy jest zimna woda – odpalił bezmyślnie Albus. Przyjaciele tłumili w sobie
śmiech. „Bujnej wyobraźni to on nie ma, ale żeby takie głupstwo powiedzieć?” pomyślał Scorpius,
który uderzył się ręką w głowę, lecz zaraz tego pożałował, na szczęście Laura uratowała sytuację.
-Albus chciał powiedzieć, że zbieraliśmy próbki na lekcję zielarstwa. – na podniesione brwi reszty
szybko dodała – To znaczy, wiemy że się dopiero rok zaczął ale… To była moja praca domowa, której
nie zrobiłam podczas wakacji. A chłopcy nie chcieli mnie samej puścić. – mówiła tak pewna siebie że
po chwili jej uwierzyli, a na poparcie i potwierdzenie słów Laury chłopcy kiwnęli głowami. Ojciec
Scorpiusa i Ala spojrzeli na siebie, wymownie poruszyli głowami, Ron który przypatrywał się im,
odrzekł.
- Lauro, znalazłaś potrzebne Ci składniki? – zapytał podejrzliwie, Laura nie wypowiadając żadnych
słów, przywołała do siebie słoiczek z glonami i innymi roślinami z jeziora, które miała w torbie. Nie
była pewna czy to jej wyjdzie, udała że grzebie w kieszeni i podała słoiczek tacie Freda.
-No no… dobrze. – Ron oddał jej słoiczek i kiwnął głowami na swoich towarzyszy.
- A teraz szybko do lochów. Skoro Laura ma to swoje zielsko, możecie wracać – powiedział ojciec
Scorpiusa.
- Jak was zobaczymy ponownie nie obiecujemy, że nie poleci w waszą stronę, jakieś zaklęcie
obronne.– powiedział Harry Potter po to, aby ich wystraszyć.
– Uważajcie na dementorów. Nie wiem czy profesor Mcgonagall, wam mówiła. Ale są wszędzie,
mam nadzieje że umiecie wyczarować patronusa ? –zapytał Ron Weasley. Przyjaciele zdębieli.
-De..de..dementorzy ? –wykrzywiła się Laura, bała się ich. Czytała o nich około tydzień temu w
książce do Obrony Przed Czarną Magią. Scorpius zilustrował wzrokiem błonia.
-To my już idziemy- mówiąc to blondyn złapał szatynkę za rękę i pociągnął w stronę zamku, za chwilę
dołączył do nich Albus. Aurorzy już odeszli w stronę zakazanego lasu. Przyjaciele weszli do zamku, po
czym udali się do lochów, byli już prawie w pokoju wspólnym, gdy spotkali Profesora Lupina, który
nauczał Obrony przed czarną magią.
-Gdzieżeście wy byli? Wszyscy was szukają! – Ted Lupin skierował pytanie do trójki Ślizgonów.
-Ted nie wkurzaj się, to moja wina – powiedziała Laura, z miną smutnego pieska.
-Laura, ja dobrze wiem że nie twoja i wiem również, że to Albus i Scorpius są stworzeni do
szwendania się po nocy, czyż nie ? –zapytał retorycznie Lupin.
-To na prawdę jej wina, sam się dziwie.- powiedział bez skrupułów Malfoy.
-Widzisz Ted? – zapytała Laura unosząc brew do góry.
-No dobrze, niech wam będzie że wierzę. Natychmiast do dormitoriów państwa zapraszam.–
powiedział stanowczo nauczyciel, który powstrzymywał się od śmiechu „Laura i takie numery... No

ładnie” pomyślał. Swój krok skierował ku górze. Przyjaciele obserwowali znikającą sylwetkę
profesora, gdy nie był już w ogóle widoczny, ruszyli do pokoju Wspólnego.
Pięć minut później stali już przy wielkich wrotach z małymi wężami, umieszczonymi przy zamku.

-Czysta krew- szepnęła cicho szatynka, dotykając lekko swoją różdżką klamkę, po chwili małe węże
spełzły z zamka i porozchodziły się. Scorpius nacisnął klamkę i przepuścił w drzwiach Laurę, zaraz
potem sam wszedł, wprost do Pokoju Wspólnego Slytherinu, pomieszczenie było wydłużone, nisko
sklepione, mieszczące się pod jeziorem, przez co po ścianach często spływały stróżki wody i śluzu z
jeziora. Pomieszczenie było ciemne, jedynym oświetleniem były podwieszone pod sufitem lampy,
które dawały zielone światło.
We wnętrzu mieścił się gustownie rzeźbiony kominek, zdobione krzesła i wygodne fotele które stały
przy bogato inkrustowanych stołach. W pokoju wspólnym było cicho jak makiem zasiał, nie było
widać nikogo. Laura usiadła na jednym z foteli, popatrzyła na niski sufit i uśmiechnęła się.
Przeciągnęła się lekko i wstała rzucając spojrzenie w stronę Scorpiusa i Albusa, po czym bez słowa
udała się do dormitorium dziewcząt. Gdy Laura weszła do Dormitorium przyglądały jej się dwie pary
oczu. Wnętrze było bardzo małe i urządzone w barwach Slytherinu, wszędzie panował chłód oraz
srogość. W małym pokoju o zielonych, szmaragdowych ścianach i szarych panelach znajdowało się
pięć łóżek, z srebrnymi kotarami i zieloną pościelą. Dokładniej z zielonym kocem oraz poszewkami na
poduszki i srebrno-szarą kołdrą. W pokoju znajdowało się pięć szaf. Każda z dziewczyn miała jedną,
na której znajdowało się lustro, przy łóżkach stały drobne szafeczki z szarego drewna na których
znajdowały się lampki stolikowe, dające przyjemne limonkowe światło.
-Cześć – powiedziała dziewczyna o długich, blond włosach i czekoladowych oczach, wstała z łóżka i
podeszła do Laury, podała jej rękę.
– Jestem Rue - przedstawiła się ściskając rękę szatynce.
-Ym, cześć – powiedziała głośno Laura – Jestem Laura Lovegood. – przedstawiła się blondynce
uśmiechając się. Puściły się i zilustrowały wzrokiem. Od pojawienia się w Dormitorium Laury ,
Veronica nic nie powiedziała, leżała sobie na łóżku jak księżniczka, a jej oczy, koloru szarego patrzyły
ciągle na szatynkę.
- Czym się interesujesz ?- zapytała niespodziewanie Rue, siadając przy stoliku pod ścianą, który miał
blat wysadzany srebrnymi kamyczkami.
-W sumie to nic specjalnego, interesuję się pływaniem i Qudditchem, a ty ? – odpowiedziała
nieznajomej Laura, również siadając przy stoliku naprzeciw Rue.
-Qudditch’em? A grasz może w drużynie Ślizgonów ? – zapytała z zaciekawieniem blondynka
.-Pewnie, jestem szukającą. Mój przyjaciel Scorpius, jest ścigającym oraz kapitanem drużyny –
odpowiedziała z tryumfalnym uśmiechem Laura, w tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem,
stanął w nich chłopak w poobdzieranej szacie, szmaragdowo – srebrnym krawacie oraz
rozczochranych, blond włosach, jego mina świadczyła o tym że stało się coś strasznego.
-Laura, szybko!! – krzyknął Malfoy podbiegając po Laurę , złapał ją za rękę i pociągnął do wyjścia. Nie
wiedziała co się dzieje, przebiegli przez pokój wspólny, wybiegli z lochów i podążyli do łazienki
prefektów , leżał w niej nieprzytomny Fred Weasley.
-Co się stało?! – zapytała przerażona dziewczyna.
-Irytek się potknął i zwalił na nas jakiś posąg , dostał nim w głowę , akurat jak się kłóciliśmy-

powiedział najszybciej jak potrafił.
-Scorpius, znowu się z nim kłóciłeś ?
-Później to omówimy, teraz to ty go ratuj! Wysłałem patronusa do McGonagall – odpowiedział
Scorpius. Laura wyciągnęła różdżkę i uklękła przed ciałem Freda. Wokół było pełno krwi, nie mogła
uwierzyć, że Scorpius jest aż tak lekkomyślny.
-Vulnera Sanentur– szeptała Laura jeżdżąc różdżką nad ciałem Freda. Czuła do niego mieszane
uczucia, może i Weasley jej się podobał, ale ta jego udawana waleczność zawsze skreślała myśli
Laury, próbował być chamski na siłę.
-Nic mu nie będzie ? –zapytał przerażony Scorpius. - Pierwszy dzień szkoły a my już jak zwykle
wpadamy w tarapaty – powiedział Malfoy do Lovegood.
-Zamknij się Malfoy! Nie MY wpadamy w tarapaty tylko ty! - wrzasnęła na niego Laura, zaczynało ją
drażnić gadanie Scorpiusa. Rudzielec otworzył swoje piękne, czekoladowe oczy, po chwili, zauważył
że klęczy obok niego szatynka.
-Gdzie ja jestem? Co ty, tu robisz? – zapytał cicho Weasley. Scorpius to usłyszał i podszedł do Laury,
klękając przy niej i patrzył na nieruchome ciało Freda. Popatrzył chwilkę, po czym objął dziewczynę,
ta wyrwała mu się.
-Nie martw się , wszystko będzie dobrze – szepnęła Laura, Fredowi do ucha. Zobaczyła jakąś postać w
oddali zbliżającą się do nich.
-Co się stało panie Mal.... – Minerva znieruchomiałą jak zobaczyła zakrwawione ciało Weasleya, które
leżało bez ruchu.
-To nie tak jak pani myśli, pani profesor – powiedział ostatkami sił rudowłosy.
-Boże – złapała się za usta – Co tu się stało? Dobra, nie czas na odpowiedzi, Lovegood i Malfoy, do
mojego gabinetu, a ciebie prze aportujemy do skrzydła szpitalnego – odparła zdziwiona McGonagall.
Chwilę później Fred i profesor McGonagall zniknęli. Laura klęczała nieruchomo przed miejscem gdzie
leżał jeszcze chwilę temu Fred, nie mogła uwierzyć w to co widziała. Wyciągnęła przed siebie różdżkę.
-Expectro patronum – powiedziała , z końca jej różdżki wybiegł biały tygrys i pomknął przez
opustoszały korytarz.
-Jak mogłeś? Coś ty zrobił? – Zapytała Laura, jej szmaragdowe oczy był zaszklone, płakała. Tak się
bała o Scorpiusa, że mogli go wywalić. Ta myśl ją przerażała. Scorpius czuł się winny, przecież to
częściowo jego wina. Właściwie to całkowicie jego wina, powinien sobie od niego odejść, a nie się z
nim kłocić.
-Ja, ja, przepraszam, Laura ja naprawdę nie chciałem. – powiedział przejęty całą tą sprawą Score,
przybliżył się do klęczącej Laury i próbował objąć ją ramieniem, lecz ona się wywinęła po raz drugi, po
czym wstała.
-Zostaw mnie , pierwszy dzień szkoły , a ty już wszystko psujesz?! Dlaczego nie możesz uważać, na
siebie?! Dlaczego wybrałam sobie na przyjaciela osobę którą nic nie obchodzi?! To był największy
błąd, jaki popełniłam!!! – krzyczała na cały głos Ślizgonka, po czym pobiegła z płaczem w stronę
lochów, martwiła się o Scorpiusa, chciała żeby Albus poszedł z nią do gabinetu Dyrektorki,
potrzebowała go, jak nigdy.
‘Co ja zrobiłem? ‘ - pomyślał Malfoy, chowając twarz w dłonie.

Obserwatorzy