Wydaje mi się, że jest do dupy, oceńcie sami... Długo nie było rozdziału, przepraszam- ferie, i na dodatek, jestem chora, już od 2 tygodni .___.
Btw. Co ile chcecie rozdziały? Pozdrawiam i życzę miłego czytania :-)
________________________
To byli oni, znali ich twarze, jeden szczupły blondyn o bladej cerze, drugi wysoki rudy mężczyzna a
trzeciego chyba każdy znał, kruczo czarne włosy, zielone oczy, owalne okulary i ta blizna. Blizna w
kształcie błyskawicy.
-Tata?! – Powiedzieli w tym samym czasie Albus i Scorpius. Dziewczyna była w szoku, no tak, mogła
się tego spodziewać, przecież są aurorami.
-Dobry wieczór... –wydusiła z oporem Laura.
-No witam, robaczki... Co wy tu robicie, o tej porze? – zapytał przyjaciół Harry. Nie mieli pojęcia, co
powiedzieć, wiedzieli że mają przechlapane...
-Scorpiusie, może zechcesz mi wyjaśnić co Ty tutaj robisz? – zapytał poważnie Draco Malfoy, tata
Score.
-Ym.. sprawdzaliśmy czy jest zimna woda – odpalił bezmyślnie Albus. Przyjaciele tłumili w sobie
śmiech. „Bujnej wyobraźni to on nie ma, ale żeby takie głupstwo powiedzieć?” pomyślał Scorpius,
który uderzył się ręką w głowę, lecz zaraz tego pożałował, na szczęście Laura uratowała sytuację.
-Albus chciał powiedzieć, że zbieraliśmy próbki na lekcję zielarstwa. – na podniesione brwi reszty
szybko dodała – To znaczy, wiemy że się dopiero rok zaczął ale… To była moja praca domowa, której
nie zrobiłam podczas wakacji. A chłopcy nie chcieli mnie samej puścić. – mówiła tak pewna siebie że
po chwili jej uwierzyli, a na poparcie i potwierdzenie słów Laury chłopcy kiwnęli głowami. Ojciec
Scorpiusa i Ala spojrzeli na siebie, wymownie poruszyli głowami, Ron który przypatrywał się im,
odrzekł.
- Lauro, znalazłaś potrzebne Ci składniki? – zapytał podejrzliwie, Laura nie wypowiadając żadnych
słów, przywołała do siebie słoiczek z glonami i innymi roślinami z jeziora, które miała w torbie. Nie
była pewna czy to jej wyjdzie, udała że grzebie w kieszeni i podała słoiczek tacie Freda.
-No no… dobrze. – Ron oddał jej słoiczek i kiwnął głowami na swoich towarzyszy.
- A teraz szybko do lochów. Skoro Laura ma to swoje zielsko, możecie wracać – powiedział ojciec
Scorpiusa.
- Jak was zobaczymy ponownie nie obiecujemy, że nie poleci w waszą stronę, jakieś zaklęcie
obronne.– powiedział Harry Potter po to, aby ich wystraszyć.
– Uważajcie na dementorów. Nie wiem czy profesor Mcgonagall, wam mówiła. Ale są wszędzie,
mam nadzieje że umiecie wyczarować patronusa ? –zapytał Ron Weasley. Przyjaciele zdębieli.
-De..de..dementorzy ? –wykrzywiła się Laura, bała się ich. Czytała o nich około tydzień temu w
książce do Obrony Przed Czarną Magią. Scorpius zilustrował wzrokiem błonia.
-To my już idziemy- mówiąc to blondyn złapał szatynkę za rękę i pociągnął w stronę zamku, za chwilę
dołączył do nich Albus. Aurorzy już odeszli w stronę zakazanego lasu. Przyjaciele weszli do zamku, po
czym udali się do lochów, byli już prawie w pokoju wspólnym, gdy spotkali Profesora Lupina, który
nauczał Obrony przed czarną magią.
-Gdzieżeście wy byli? Wszyscy was szukają! – Ted Lupin skierował pytanie do trójki Ślizgonów.
-Ted nie wkurzaj się, to moja wina – powiedziała Laura, z miną smutnego pieska.
-Laura, ja dobrze wiem że nie twoja i wiem również, że to Albus i Scorpius są stworzeni do
szwendania się po nocy, czyż nie ? –zapytał retorycznie Lupin.
-To na prawdę jej wina, sam się dziwie.- powiedział bez skrupułów Malfoy.
-Widzisz Ted? – zapytała Laura unosząc brew do góry.
-No dobrze, niech wam będzie że wierzę. Natychmiast do dormitoriów państwa zapraszam.–
powiedział stanowczo nauczyciel, który powstrzymywał się od śmiechu „Laura i takie numery... No
ładnie” pomyślał. Swój krok skierował ku górze. Przyjaciele obserwowali znikającą sylwetkę
profesora, gdy nie był już w ogóle widoczny, ruszyli do pokoju Wspólnego.
Pięć minut później stali już przy wielkich wrotach z małymi wężami, umieszczonymi przy zamku.
-Czysta krew- szepnęła cicho szatynka, dotykając lekko swoją różdżką klamkę, po chwili małe węże
spełzły z zamka i porozchodziły się. Scorpius nacisnął klamkę i przepuścił w drzwiach Laurę, zaraz
potem sam wszedł, wprost do Pokoju Wspólnego Slytherinu, pomieszczenie było wydłużone, nisko
sklepione, mieszczące się pod jeziorem, przez co po ścianach często spływały stróżki wody i śluzu z
jeziora. Pomieszczenie było ciemne, jedynym oświetleniem były podwieszone pod sufitem lampy,
które dawały zielone światło.
We wnętrzu mieścił się gustownie rzeźbiony kominek, zdobione krzesła i wygodne fotele które stały
przy bogato inkrustowanych stołach. W pokoju wspólnym było cicho jak makiem zasiał, nie było
widać nikogo. Laura usiadła na jednym z foteli, popatrzyła na niski sufit i uśmiechnęła się.
Przeciągnęła się lekko i wstała rzucając spojrzenie w stronę Scorpiusa i Albusa, po czym bez słowa
udała się do dormitorium dziewcząt. Gdy Laura weszła do Dormitorium przyglądały jej się dwie pary
oczu. Wnętrze było bardzo małe i urządzone w barwach Slytherinu, wszędzie panował chłód oraz
srogość. W małym pokoju o zielonych, szmaragdowych ścianach i szarych panelach znajdowało się
pięć łóżek, z srebrnymi kotarami i zieloną pościelą. Dokładniej z zielonym kocem oraz poszewkami na
poduszki i srebrno-szarą kołdrą. W pokoju znajdowało się pięć szaf. Każda z dziewczyn miała jedną,
na której znajdowało się lustro, przy łóżkach stały drobne szafeczki z szarego drewna na których
znajdowały się lampki stolikowe, dające przyjemne limonkowe światło.
-Cześć – powiedziała dziewczyna o długich, blond włosach i czekoladowych oczach, wstała z łóżka i
podeszła do Laury, podała jej rękę.
– Jestem Rue - przedstawiła się ściskając rękę szatynce.
-Ym, cześć – powiedziała głośno Laura – Jestem Laura Lovegood. – przedstawiła się blondynce
uśmiechając się. Puściły się i zilustrowały wzrokiem. Od pojawienia się w Dormitorium Laury ,
Veronica nic nie powiedziała, leżała sobie na łóżku jak księżniczka, a jej oczy, koloru szarego patrzyły
ciągle na szatynkę.
- Czym się interesujesz ?- zapytała niespodziewanie Rue, siadając przy stoliku pod ścianą, który miał
blat wysadzany srebrnymi kamyczkami.
-W sumie to nic specjalnego, interesuję się pływaniem i Qudditchem, a ty ? – odpowiedziała
nieznajomej Laura, również siadając przy stoliku naprzeciw Rue.
-Qudditch’em? A grasz może w drużynie Ślizgonów ? – zapytała z zaciekawieniem blondynka
.-Pewnie, jestem szukającą. Mój przyjaciel Scorpius, jest ścigającym oraz kapitanem drużyny –
odpowiedziała z tryumfalnym uśmiechem Laura, w tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem,
stanął w nich chłopak w poobdzieranej szacie, szmaragdowo – srebrnym krawacie oraz
rozczochranych, blond włosach, jego mina świadczyła o tym że stało się coś strasznego.
-Laura, szybko!! – krzyknął Malfoy podbiegając po Laurę , złapał ją za rękę i pociągnął do wyjścia. Nie
wiedziała co się dzieje, przebiegli przez pokój wspólny, wybiegli z lochów i podążyli do łazienki
prefektów , leżał w niej nieprzytomny Fred Weasley.
-Co się stało?! – zapytała przerażona dziewczyna.
-Irytek się potknął i zwalił na nas jakiś posąg , dostał nim w głowę , akurat jak się kłóciliśmy-
powiedział najszybciej jak potrafił.
-Scorpius, znowu się z nim kłóciłeś ?
-Później to omówimy, teraz to ty go ratuj! Wysłałem patronusa do McGonagall – odpowiedział
Scorpius. Laura wyciągnęła różdżkę i uklękła przed ciałem Freda. Wokół było pełno krwi, nie mogła
uwierzyć, że Scorpius jest aż tak lekkomyślny.
-Vulnera Sanentur– szeptała Laura jeżdżąc różdżką nad ciałem Freda. Czuła do niego mieszane
uczucia, może i Weasley jej się podobał, ale ta jego udawana waleczność zawsze skreślała myśli
Laury, próbował być chamski na siłę.
-Nic mu nie będzie ? –zapytał przerażony Scorpius. - Pierwszy dzień szkoły a my już jak zwykle
wpadamy w tarapaty – powiedział Malfoy do Lovegood.
-Zamknij się Malfoy! Nie MY wpadamy w tarapaty tylko ty! - wrzasnęła na niego Laura, zaczynało ją
drażnić gadanie Scorpiusa. Rudzielec otworzył swoje piękne, czekoladowe oczy, po chwili, zauważył
że klęczy obok niego szatynka.
-Gdzie ja jestem? Co ty, tu robisz? – zapytał cicho Weasley. Scorpius to usłyszał i podszedł do Laury,
klękając przy niej i patrzył na nieruchome ciało Freda. Popatrzył chwilkę, po czym objął dziewczynę,
ta wyrwała mu się.
-Nie martw się , wszystko będzie dobrze – szepnęła Laura, Fredowi do ucha. Zobaczyła jakąś postać w
oddali zbliżającą się do nich.
-Co się stało panie Mal.... – Minerva znieruchomiałą jak zobaczyła zakrwawione ciało Weasleya, które
leżało bez ruchu.
-To nie tak jak pani myśli, pani profesor – powiedział ostatkami sił rudowłosy.
-Boże – złapała się za usta – Co tu się stało? Dobra, nie czas na odpowiedzi, Lovegood i Malfoy, do
mojego gabinetu, a ciebie prze aportujemy do skrzydła szpitalnego – odparła zdziwiona McGonagall.
Chwilę później Fred i profesor McGonagall zniknęli. Laura klęczała nieruchomo przed miejscem gdzie
leżał jeszcze chwilę temu Fred, nie mogła uwierzyć w to co widziała. Wyciągnęła przed siebie różdżkę.
-Expectro patronum – powiedziała , z końca jej różdżki wybiegł biały tygrys i pomknął przez
opustoszały korytarz.
-Jak mogłeś? Coś ty zrobił? – Zapytała Laura, jej szmaragdowe oczy był zaszklone, płakała. Tak się
bała o Scorpiusa, że mogli go wywalić. Ta myśl ją przerażała. Scorpius czuł się winny, przecież to
częściowo jego wina. Właściwie to całkowicie jego wina, powinien sobie od niego odejść, a nie się z
nim kłocić.
-Ja, ja, przepraszam, Laura ja naprawdę nie chciałem. – powiedział przejęty całą tą sprawą Score,
przybliżył się do klęczącej Laury i próbował objąć ją ramieniem, lecz ona się wywinęła po raz drugi, po
czym wstała.
-Zostaw mnie , pierwszy dzień szkoły , a ty już wszystko psujesz?! Dlaczego nie możesz uważać, na
siebie?! Dlaczego wybrałam sobie na przyjaciela osobę którą nic nie obchodzi?! To był największy
błąd, jaki popełniłam!!! – krzyczała na cały głos Ślizgonka, po czym pobiegła z płaczem w stronę
lochów, martwiła się o Scorpiusa, chciała żeby Albus poszedł z nią do gabinetu Dyrektorki,
potrzebowała go, jak nigdy.
‘Co ja zrobiłem? ‘ - pomyślał Malfoy, chowając twarz w dłonie.